Niemcy w klimatycznym klinczu

Odbywająca się w Bonn konferencja klimatyczna ONZ kieruje oczy świata na Niemcy. Tamtejsza transformacja przestaje być uznawana za wzorcową.

Publikacja: 16.11.2017 21:00

Do Bonn na konferencję klimatyczną COP23 przyjechał m.in. Emmanuel Macron, prezydent Francji (w środ

Do Bonn na konferencję klimatyczną COP23 przyjechał m.in. Emmanuel Macron, prezydent Francji (w środku).

Foto: AFP

– Antynuklearne Energiewende uzależniło długofalowo ten kraj od węgla – przekonują ekolodzy z organizacji Energia dla Ludzkości. Wskazują, że Niemcy, organizator tegorocznego szczytu w Bonn (COP23), w sposób najbardziej zauważalny naruszają politykę klimatyczną w Europie.

Argumenty za tym przemawiające to głównie wzrost produkcji energii z węgla (kamiennego i brunatnego), a tym samym zwiększanie emisji dwutlenku węgla do atmosfery. To sprawia, że nasi zachodni sąsiedzi są dziś największym emitentem na Starym Kontynencie, odpowiedzialnym za 18,3 proc. emisji gazów cieplarnianych w Unii.

– Niemcy nie zasługują na miano lidera polityki klimatycznej. Zwłaszcza że mogą nie wypełnić celów redukcji emisji CO2 do 2020 r. Nie ma też przesłanek, że będzie lepiej w przyszłości – przekonują ekolodzy.

Pod względem tempa redukcji emisji Niemcy zajmują 14. miejsce na 23 analizowane kraje. Ale poprzez eksport energii wytwarzanej z paliw kopalnych, zwiększa się intensywność emisji w konsumpcji energii w krajach sąsiednich. Największą redukcję emisji notuje według organizacji W. Brytania. Kolejne są Polska, Słowacja i Czechy. W zestawieniu oceniano tempo redukcji emisji CO2 na przestrzeni lat 2010–2015.

Odnosząc się z kolei do stanu emisji gazów cieplarnianych w latach 2010–2015, ale też planów ochrony klimatu poszczególnych krajów organizacja Germanwatch wskazała Szwecję, Litwę i Maroko wśród liderów. Polska zajęła na tej liście 40. miejsce.

Będące największym producentem węgla brunatnego Niemcy zajmują na liście Germanwatch 22. miejsce. Emisja dwutlenku węgla na jednego mieszkańca jest znacznie wyższa od średniej UE. Za połowę emisji w Niemczech odpowiada branża energii elektrycznej, za 20 proc. transport.

Odbywający się w Bonn szczyt klimatyczny nie pozostaje bez wpływu na bieżącą politykę nad Renem. Niemcy są w trakcie koalicyjnych rozmów przeprowadzanych po wyborach. Kanclerz Angela Merkel (CDU/CSU) unika jak ognia podawania jakiejkolwiek daty odejścia od węgla, choć potencjalny partner do koalicji w postaci partii Zielonych na to naciska.

Z kolei politycy FDP, którzy też mają szanse wejść do tzw. koalicji jamajskiej, coraz częściej mówią o potrzebie chronienia przemysłu przed skutkami polityki klimatycznej. To sprawia, że Niemcy stoją w rozkroku. Choć kolejne organizacje ekologiczne, ale też wyspiarskie państwa zgromadzone na szczycie klimatycznym COP23 apelują o wyznaczenie tej daty na 2030 r. Zwłaszcza że podobny ruch tylko w tym roku zapowiedziały już Włochy, Wielka Brytania czy Kanada.

– Antynuklearne Energiewende uzależniło długofalowo ten kraj od węgla – przekonują ekolodzy z organizacji Energia dla Ludzkości. Wskazują, że Niemcy, organizator tegorocznego szczytu w Bonn (COP23), w sposób najbardziej zauważalny naruszają politykę klimatyczną w Europie.

Argumenty za tym przemawiające to głównie wzrost produkcji energii z węgla (kamiennego i brunatnego), a tym samym zwiększanie emisji dwutlenku węgla do atmosfery. To sprawia, że nasi zachodni sąsiedzi są dziś największym emitentem na Starym Kontynencie, odpowiedzialnym za 18,3 proc. emisji gazów cieplarnianych w Unii.

Klimat
Nowy rząd zapowiada „wiceministerstwo energii”
Klimat
Pakt klimatyczny z Glasgow trampoliną do działań
Klimat
48 godzin, czyli jak nie prowadzić konsultacji społecznych
Klimat
Bogate kraje coraz bardziej czują zmiany klimatu
Klimat
Polska nie może być pasażerem na gapę transformacji dla klimatu