Czy w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych, w których stery objął pan z początkiem marca, jest potrzeba zmiana w zarządzaniu?
Nie ma idealnych organizacji, w każdej można i trzeba wprowadzać zmiany, ale generalnie sposób zarządzania majątkiem Polskich Sieci Elektroenergetycznych nie był nigdy przedmiotem dyskusji. Problemy polskiej energetyki mają niewiele wspólnego z zarządzaniem sieciami przesyłowymi i systemem. Wyzwania dotyczą raczej sposobu transformacji energetyki, który był dotąd synonimem chaosu i braku spójnej wizji. Nawet jeżeli podejmowano gdzieś wysiłek transformacji, to jednocześnie błędnie szacowano skutki podjętych działań.
Przykładem jest np. program rozwoju fotowoltaiki. Obecnie mamy 1,4 mln prosumentów, a moc ich instalacji to blisko 11,5 GW, kilka razy więcej, niż zakładano. Uważam, że to wielkie osiągnięcie – wciągnięcie kilku milionów Polaków w transformację, uświadomienie im, że mogą zarządzać energią dla swoich domów. Jednak źle np. sformowano cel: PV na dachach ma pomóc właścicielom w redukcji kosztów energii głównie dzięki autoprodukcji, a nie poprzez jej „magazynowanie” w sieci. W efekcie rząd PiS w panice musiał zmieniać system rozliczeń, a „nowych” prosumentów nie uprzedzono, że wraz z wprowadzeniem dla nich cen godzinowych czy 15-minutowych za energię wysłaną do sieci będą otrzymywać grosze. Teraz musimy poradzić sobie z wyzwaniami, które pojawiły się w związku z gwałtownie rosnącą liczbą prosumentów, i jednocześnie nie dopuścić do wzrostu ich frustracji i gniewu wynikającego z niekorzystnych rozliczeń i powtarzających się wyłączeń będących skutkiem problemów w sieciach niskich napięć.
A zatem, po pierwsze, nie podjęliśmy skoordynowanego wysiłku stworzenia planu transformacji energetyki i jego skutecznej realizacji. Po drugie, nie było próby synchronizacji transformacji między różnymi sektorami, nie szukano synergii. Nigdy nie został ogłoszony plan transformacji całej gospodarki np. do 2050 r. Gdyby taki dokument powstał, projekty mogłyby być realizowane we właściwiej kolejności i przy maksymalizacji korzyści, a nie przypadkowo. Tej koordynacji inwestycji nie było i to zaowocowało obecną sytuacją, która wygląda dość dramatycznie.
Jaka jest zatem rola PSE w tej polityce?
Naszą rolą nie jest oczywiście układanie i recenzowanie całej polityki energetycznej, lecz jedynie wskazywanie na skutki takich czy innych decyzji dla systemu. Przykładem jest wydzielenie elektrowni węglowych z grup energetycznych. Realizacja tego pomysłu w postaci Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego nie rozwiązywała problemu, lecz jedynie przenosiła go z grup energetycznych na budżet, a więc na obywateli.
Czy z punktu widzenia PSE sposób wydzielenia węgla z energetyki ma jakiekolwiek znaczenie?
Zdajemy sobie sprawę z roli i sytuacji, w której znajdują się obecne zarządy energetycznych spółek giełdowych. Nie mogą one doprowadzić do tego, że trwale nierentowne aktywa są permanentnie finansowane z kieszeni ich akcjonariuszy. Z punktu widzenia zarządów wymogiem kodeksowym jest zatem sprzedaż nawet za złotówkę lub zamknięcie nierentownych bloków. Z drugiej strony jednak jako podmiot odpowiedzialny za bilansowanie mocy w systemie widzimy, że tych starych bloków dziś wyłączyć nie można.