To racjonalny ruch, by włączyć się do uruchamiania morskiej energetyki wiatrowej, w momencie gdy jej koszty zaczynają spadać.
Z drugiej strony, o pewnych wyborach strategicznych w polskiej energetyce decyduje główny właściciel firm tego sektora.
Słów ministra nie nazywałbym podcinaniem skrzydeł, ale raczej prośbą o czas na podjęcie strategicznej decyzji. Nie będzie ona łatwa. Doświadczenia Wielkiej Brytanii czy Finlandii, gdzie projekty jądrowe się wydłużają, nie przemawiają na korzyść atomu. Wiatraki na Bałtyku też tanie nie będą. Naszych firm nie będzie stać na rozwój obu tych technologii. Będą musiały wybrać.
Znamy megatrendy i kierunki wyznaczane przez europejską politykę klimatyczną, a z drugiej strony pewne ograniczenia naszych spółek. Czy pokusi się Pan o prognozę, jak będzie wyglądała polska energetyka w 2030 czy 2050 r.?
Prognozowanie jest niezwykle trudne. Jeśli cofniemy się o trzy lata wstecz, do 2015 r. to uświadamiamy sobie, że nie było wtedy ani dyskusji o atomie, ani o farmach morskich, ani o dywersyfikacji dostaw. Dziś mamy plany budowy Baltic Pipe, który może wzmocnić nasze relacje z krajami skandynawskimi, bałtyckimi, Czechami, Słowacją i Ukrainą. Mamy też ambicje rozbudowania terminalu LNG i zdywersyfikowania źródeł dostaw.
Takie inwestycje nie powstają z dnia na dzień, lecz są rozpisane na lata. Ale już dziś można powiedzieć, że zbudowaliśmy koncepcję bardzo konkurencyjnego środowiska, które ma szanse wpływać pozytywnie na rozwój energetyki. Z kolei sektor może dostarczyć dzięki temu energię po konkurencyjnej cenie, co da przewagę naszemu przemysłowi.
Na pewno w połowie tego wieku będziemy mieli jeszcze węgiel w strukturze wytwarzania. Jego udział będzie pochodną efektywności kopalń, a także coraz większego nacisku na poprawę bezpieczeństwa pracy górników i w efekcie wyłączanie niektórych zakładów z eksploatacji. Ma to znaczenie w kontekście wydarzeń w kopalni „Zofiówka”.
W naszej energetyce udział węgla będzie na pewno maleć. Bo część starych bloków będzie wyłączanych. Zastąpią je moce np. farm wiatrowych, których praca będzie stabilizowana przez bloki gazowe. Dzięki wspomnianemu Baltic Pipe mamy szanse na tańsze paliwo nie tylko do elektrowni szczytowych, ale także do elektrociepłowni kogeneracyjnych.
Wykorzystać w nich będzie można także lokalnie wydobywane paliwo, tak jak w Gorzowie Wielkopolskim.
Wierzę też w rozwój elektrowni na biomasę i biogaz w połnocno-wschodniej Polsce, gdzie gleby są mało wydajne dla sektora rolniczego, ale wystarczająco dobre do produkcji biomasy.
W efekcie, zmiana struktury wytwarzania energii będzie miała potężny wpływ na zmniejszenie zjawiska smogu i pociągnie za sobą poprawę warunków życia.