„Podczas telekonferencji w zeszłym tygodniu książę Abdulaziz bin Salman, minister energii Arabii Saudyjskiej, ostrzegł innych producentów, że ceny mogą spaść do 50 dolarów za baryłkę, jeśli nie wdrożą uzgodnionych cięć w produkcji” – informuje „Wall Street Journal”, cytując wypowiedź delegata OPEC obecnego na dzisiejszym (2 października) spotkaniu OPEC+, porozumienia 23 eksporterów ropy, którzy od kilku lat ograniczają wydobycie i ustalają limity dla poszczególnych członków grupy.
Kto w OPEC+ pompuje więcej ropy niż się zobowiązał?
Jak zauważył przedstawiciel kartelu, oświadczenie arabskiego ministra zostało odebrane przez innych eksporterów ropy jako zawoalowana groźba, że pustynne królestwo jest gotowe rozpocząć wojnę cenową, aby utrzymać swój udział w rynku, jeśli inne kraje nie będą przestrzegać porozumień.
Czytaj więcej
Irański atak rakietowy na Izrael stał się impulsem do wzrostu cen ropy naftowej. Jego wpływ na rynki finansowe był jednak niewielki. Inwestorzy nie przestraszyli się zaostrzenia konfliktu Iranu z Izraelem.
O kogo tutaj może chodzić? Saudyjski minister wspomniał o Kazachstanie i Iraku, które notorycznie mają przekraczać ustalone dla nich limity wydobycia. Nie wspomniał natomiast o Rosji, którą eksperci od dawna podejrzewają, że podaje nieprawdziwe dane po poziomie wydobycia surowca. Ponieważ od napaści na Ukrainę i rozpętaniu wojny Kreml przestał wpuszczać do siebie zagranicznych ekspertów, nawet z tzw. przyjaznych krajów, nie sposób wiarygodnie ustalić, ile ropy pompuje obecnie Rosja.
Biorąc pod uwagę, że jest to główne źródło finansowania wojny Putina, pod znakiem zapytania stoi przestrzeganie przez Moskwę ustalonego dlań limitu wydobycia.