O czasowym zamknięciu terminalu naftowego CPC nad Morzem Czarnym zdecydował tydzień temu sąd w Noworosijsku. Wyrok, który miał być karą za naruszenie norm środowiskowych, w poniedziałek zawiesił inny rosyjski sąd, jednak ropa potaniała nieznacznie, bo groźba zakłóceń nie znika. Choć terminal, który miał stanąć na 30 dni, leży w Rosji, to 90 proc. eksportowanej tędy ropy jest z Kazachstanu, 18. co do wielkości jej producenta na świecie. Zdaniem Juliana Lee, stratega agencji Bloomberg, motywacja sądów jest polityczna.

W Rosji wydawanie wyroków na zamówienie ma długą historię. Kraje UE ograniczają zakupy ropy z tego kraju, ale nadal chcą ją sprowadzać z innych państw, choćby docierała ona przez Rosję. Terminal CPC pracował bezproblemowo przez 20 lat, ale od agresji na Ukrainę ciągle nękają go kłopoty techniczne, a decyzja sądu to tylko ostatni akt tego dramatu.

Zamknięcie mogło oznaczać, że większość ropy kazachskiej, docierającej ropociągiem, nie miałaby jak trafić na światowe rynki. Dostawy surowca mogły spaść nawet o 1,5 mln baryłek dziennie (w skali świata o 1,5 proc.), w warunkach jego głębokich deficytów. Jak zauważa Lee z Bloomberga, przychody samej Rosji by nie spadły, bo krajowa ropa może trafiać do innych portów.

Czytaj więcej

Rząd szykuje się na ciężką zimę. Rozważa odejście od obliga giełdowego w gazie

Kreml nie przedstawił swoich intencji wprost i może zaprzeczać zarzutom. Sprawa dotyka zwłaszcza Europy, bo tam trafia dwie trzecie wychodzącej z terminalu CPC ropy. Spora część płynie do włoskiego Triestu i jest transportowana ropociągami do Europy Środkowej. Stary Kontynent już teraz ma problem ze spadkiem dostaw z innych kierunków, bo z unikaniem ropy z Rosji zbiegł się spadek dostaw ze zmagającej się z kryzysem politycznym Libii. Kazachstan i Libia dostarczają używaną w produkcji paliw lekką słodką ropę, którą trudno zastąpić.