Prezesem Orlenu jest pan od lutego. Od tego czasu koncern podjął wiele nowych inicjatyw. Co uznaje pan za dotychczasowy największy swój sukces w spółce?
Daniel Obajtek: Dla mnie najbardziej miarodajnym wyznacznikiem sukcesu spółki giełdowej jest kurs jej akcji. W przypadku Orlenu wzrósł on o kilkanaście procent. Udało się to osiągnąć mimo słabszego otoczenia makroekonomicznego dla branży rafineryjno-petrochemicznej. Dla mnie osobiście najważniejsze było jednak doprowadzenie do tego, aby Orlen był koncernem przewidywalnym i stabilnym. Chcieliśmy pokazać naszym akcjonariuszom, jak będziemy się rozwijać i co za tym idzie, jaką ma on z nami przyszłość. I to udało się błyskawicznie zrobić.
Jaki będzie Orlen za kilka lat?
Strategiczną sprawą dla Orlenu, ale również dla Lotosu, jest połączenie obu grup. To także ważna kwestia z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski. Nie ma w Europie kraju, w którym Skarb Państwa byłby właścicielem dwóch odrębnych rafinerii. W tym roku w tej sprawie udało nam się dużo zrobić, co nie było łatwe. Byliśmy zdeterminowani, aby ten proces został w końcu zainicjowany i przeprowadzony. Przecież już od 20 lat mówiło się o potrzebie połączenia obu koncernów, ale nikt się do tego nie brał na poważnie z powodu lokalnych uwarunkowań politycznych. To jest niestety widoczne również dziś, szczególnie na Wybrzeżu. Dla utrzymania kilku posad dla siebie i współpracowników grupa osób próbuje wszystkich przekonać, że w wyniku połączenia powstanie monopolista, który od razu podniesie ceny na stacjach. To nie jest prawda. Nie jest również prawdą, że Gdańsk cokolwiek straci. Nikt nie przeniesie Lotosu do Płocka. Podatki zostaną w Gdańsku. Nie zapominajmy, że działamy na konkurencyjnym rynku. Zresztą, jak pokazuje praktyka w innych krajach, każde szanujące się państwo dąży do łączenia strategicznych gałęzi gospodarki. Bo to daje wymierne, pozytywne efekty w skali kraju.
Obawia się pan, czy Komisja Europejska da zgodę na fuzję?
Staramy się robić wszystko zgodnie z naszą najlepszą wiedzą, obowiązującymi regułami i zgodnie z harmonogramem. Widzimy też, że po drugiej stronie mamy bardzo merytorycznych partnerów. Poprzez nasze analizy chcemy udowodnić, że fuzja Orlenu z Lotosem nie będzie procesem, który doprowadzi do powstania monopolu w Polsce i w naszej części Europy. W związku z tym musimy pokazać nie tylko, jaki wpływ nowy podmiot będzie miał na rynki poszczególnych krajów, na których jesteśmy obecni, ale nawet w skali mikro, czyli w poszczególnych miejscowościach. Do tego potrzebni są doświadczeni ludzie i oczywiście czas. Poza wnioskiem do Komisji, przygotowaliśmy również na własne potrzeby analizę biznesową, która pokazuje, w jakich kwestiach możemy być bardziej elastyczni w negocjacjach, a w jakich absolutnie nie możemy odpuścić, aby fuzja spinała się biznesowo. Rozmawiamy też ze związkami zawodowymi. Na razie na poziomie dość ogólnym, ale w przypadku zgody Komisji będziemy mogli rozmawiać bardziej szczegółowo.
Jakie konkretnie korzyści chcecie osiągnąć dzięki fuzji?
Takie transakcje trwają nawet dwa, trzy lata. My wyjątkowo mocno zaangażowaliśmy się w ten proces i chcemy go zakończyć w 14–15 miesięcy. To jest plan bardzo ambitny. Liczę, że uda się to osiągnąć, bo byłby to sukces dla Orlenu, Lotosu i polskiej gospodarki. Zdajemy sobie sprawę, jakie z tego tytułu mogą być korzyści ekonomiczne. Oczywiście nawet po połączeniu nie będziemy mieli wpływu na kurs ropy. Możemy jednak stać się bardziej konkurencyjni na rynku poprzez redukcję kosztów logistyki, oszczędności wynikające ze składania wspólnych zamówień, czy łączenie spółek o podobnych profilach działalności.
Poza przejęciami stawiacie też na rozwój organiczny, zwłaszcza w petrochemii.
To jest ta branża, której trochę się w naszym kraju nie docenia. Tymczasem jej rozwój to proces niezwykle istotny. Niemal w każdej rozwiniętej gospodarce jest to druga co do wielkości gałąź po budownictwie. W Polsce jeszcze nie wytwarzamy wszystkich głównych produktów petrochemicznych, a co dopiero mówić o przechodzeniu do bardziej zaawansowanych technologicznie wyrobów wysokomarżowych. My nie tylko ogłosiliśmy, że będziemy realizować inwestycje w tym zakresie, ale co ważne już to robimy. Rozmawiamy z właścicielami licencji na produkcję poszczególnych grup produktów petrochemicznych. Wkrótce powinniśmy podpisać pierwsze umowy. Do tego dochodzi budowa zaplecza badawczo-rozwojowego. Musimy je mieć, bo dzięki temu będziemy mogli inwestować w nowe obszary, które są niezbędne do rozwoju naszego biznesu. Sądzę, że w 2019 r. podpiszemy pierwsze umowy na budowę nowych instalacji.