Decyzja o wznowieniu sankcji już wywołała nerwowe reakcje europejskich polityków. „Amerykańskie sankcje nałożone na Iran w niewielkim stopniu dotykają amerykańskich spółek, a celują głównie w europejskie firmy. Takie zagranie sankcjami wtórnymi UE uznawała wcześniej za nieakceptowalne” – napisał na Twitterze Carl Bildt, były szwedzki minister spraw zagranicznych.
Na początku zaczynają obowiązywać obostrzenia uderzające w irański przemysł naftowy. Departament Skarbu wyjaśnia, że ukarana może być każda firma rozpoczynająca biznes naftowy w Iranie. Te, które są związane wcześniejszymi kontraktami, dostaną od 90 do 180 dni na wyplątanie się z nich. Jeśli tego nie zrobią, Departament Skarbu może im skutecznie zakazać działalności na rynku amerykańskim. – O ile oczekiwano, że Trump wycofa się z porozumienia z Iranem, o tyle groźba kar dla tych, którzy pomagają Teheranowi, wywrze długotrwały wpływ na rynek. To skłania traderów do uwzględniania nowej premii za ryzyko geopolityczne, co może zostać uznane za cios w europejskich sojuszników USA – twierdzi Lukman Otunuga, analityk z brytyjskiej firmy FXTM.
Zarówno Orlen, jak i Lotos nie tylko nabywały irańską ropę, ale i planowały dalsze zakupy. Zwracały też uwagę, że może to być jeden z ważnych kierunków dywersyfikacji dostaw, gdyż w polskich rafineriach nadal w większości przerabia się surowiec rosyjski.
Płocki koncern nie chce komentować spraw o wydźwięku politycznym. Zastrzega jednak, że konsekwentnie prowadzi politykę dywersyfikacji, która dla obecnego zarządu jest priorytetem. – Przez lata udało się nam zapewnić na tyle elastyczne warunki dostaw, że koncern może na bieżąco reagować na zmiany w otoczeniu, zarówno ekonomiczne, jak i geopolityczne – stwierdza Joanna Zakrzewska, rzecznik Orlenu.