Reklama
Rozwiń

Prezydent podpisał ustawę wiatrakową. To nie jest dobra wiadomość dla OZE

Prezydent Andrzej Duda podpisał we wtorek ustawę wiatrakową. Wcześniej Sejm odrzucił większość poprawek Senatu do nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych i przywrócił minimalną odległość wiatraków od zabudowy na poziomie 700 m. Będzie to miało swoje konsekwencje dla tempa rozwoju OZE w Polsce.

Aktualizacja: 14.03.2023 11:15 Publikacja: 09.03.2023 20:07

Prezydent podpisał ustawę wiatrakową. To nie jest dobra wiadomość dla OZE

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Balawender

Firmy energetyczne od blisko 2 lat były zapewniane przez rząd o odległości 500 metrów jako minimalnej i pod ten dystans szykowały nowe projekty wiatrowe. Parlament jednak niezależnie od tych uzgodnień zwiększył ten dystans na 700 metrów, na które firmy wcześniej nie były gotowe. Efekt? Branża informuje, że spodziewana moc wiatraków będzie mniejsza niż to planowano, a one same powstaną później. Konsekwencji jakie wiążą się z tak uchwaloną ustawą jest co najmniej siedem.

Zagrożenie spadkiem konkurencyjności polskiej gospodarki

Globalne marki obecne w Polsce Google, Mercedes, IKEA, Amazon, Siemens, BOSCH, a także Amerykańska Izba Handlowa, Polsko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa, Hutnicza Izba Przemysłowo Handlowa, Cement Ożarów, Stowarzyszenie Producentów Cementu i Polska Izba Motoryzacji podkreślały, że bez większej liberalizacji ustawy wiatrakowej i ustanowienia 500 metrów jako minimalnej odległości, może spaść konkurencyjność polskiej gospodarki, bo ilość zielonej energii w systemie energetycznym będzie mniej niż mogłoby być przy pierwotniej zakładanej odległości.” Dzisiaj inwestor zagraniczny przychodząc do Polski pierwszym pytaniem jest, czy będzie dostępna zielona energia. To jest związane z tzw. zielonym raportowaniem, ESG oraz potrzebą kredytowania zielonej energii” – czytamy w apelu firm z lutego br.

Czytaj więcej

KE ma wątpliwości o polski wiatrakowy "kamień milowy". Pytamy u źródła

Mniej terenu pod wiatraki

Pierwotna, zaakceptowana liberalizacja zasady 10H do 500 metrów pozwalała na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe (z obecnych 0,28 proc. do 7,08 proc. powierzchni Polski). Rząd szacuje, że przy obecnych 700 metrów, będzie to ok. 4 -5 proc. „Samo przesunięcie odległości o 200 metrów, oznacza ograniczenie tego korzystnego obszaru o ok. 46 proc. Najbardziej tracą województwa w centralnej Polsce. Województwo Kujawsko – Pomorskie traci 2/3 dostępnego terenu względem propozycji 500 metrów” – mówi Michał Hetmański z Fundacji Instrat. Jego zdaniem, przy odległości 700 metrów, może okazać się, że w najbliżej przyszłości powstanie jeszcze kilka GW do 12 GW. „Jeśli udałoby się zmienić dystans z 700 na 500 metrów może powstać do końca tej dekady ok. 6 GW energii. W innym wypadku grozi nam 6-7 letni przestój budowie nowych farm już za 2-3 lata” – mówi jeszcze w lutym Hetmański.

Większość planów zagospodarowania do kosza

Zdaniem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, będącego reprezentantem największych firm z branży OZE w Polsce, w tym koncernów z udziałem Skarbu Państwa, przyjmując poprawkę zmieniająca odległość minimalną wiatraka od zabudowań 500 na 700 metrów, politycy zdecydowali o wyrzuceniu do kosza 84 proc. z obowiązujących planów miejscowych. „W skali wybranych województw oznacza to nawet 100 proc. Zamiast planować tam gdzie to już wcześniej było zaplanowane, będziemy planować obok, na nowo, a to zajmie kolejne lata” – wynika z analizy Urban Consulting, którą cytuje PSEW.

Mniej GW z wiatru

Jak wynikało z raportu Instytutu Energetyki Odnawialnej tylko 500 m zagwarantuje nowe megawaty wiatru już w ciągu 2 lat, a w kolejnych latach potencjał energetyki wiatrowej na lądzie wynosi nawet do 22 GW. „Zmiana odległości na 1000 metrów oznacza nawet do pięciu razy mniej energii z wiatru w systemie” - wynikało z prognoz IEO. Przy 500 metrach mogłoby powstać do 2030 r. 11 - 22 GW mocy, jeśli będzie to dystans np. 1000 metrów, a to może to być tylko 2 – 5 GW. „Odległość 500 m zagwarantuje nowe GW z wiatru już w ciągu 2 lat, a w kolejnych latach potencjał energetyki wiatrowej na lądzie wyniesie nawet do 22 GW.” - podkreślał IEO.

Zdaniem Janusza Gajowieckiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, przyjęcie poprawki o zmianie odległości minimalnej od wiatraków z 500 na 700 metrów to dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. „Tylko szeroko konsultowane i zaakceptowane przez stronę rządową i samorządową 500 metrów gwarantowało nowe megawaty wiatru już w ciągu 2 lat, a w kolejnych latach łączny potencjał wiatru miał wynieść nawet do 22 GW” – mówi Janusz Gajowiecki. 

Z analizy Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m, powoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o ok. 60-70 proc. Do 2030 r. miało powstać do ok. 10 GW nowych mocy w wietrze przy dystansie 500 metrów, a może powstać (analogicznie wedle tych szacunków) ok. 3- 4 GW przy 700 metrach. Obecna moc zainstalowana farm wiatrowych to ponad 9 GW.

PSEW przygotowało własną analizę, z której ma wynikać, że ponad 30 projektów nowych farm wiatrowych, które pierwotnie zakładały minimalną odległość od istniejących i planowanych zabudowań mieszkalnych równą 500 m. Z przeprowadzanego przeglądu ma wynikać, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m, powoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o około 60-70 proc. Skąd taka liczba? PSEW przedstawił wyniki dla trzech wybranych projektów nowych farm wiatrowych. Obrazują one – zdaniem PSEW – że zmiana proponowanej minimalnej odległości na 700 m uniemożliwi wykorzystanie potencjału jaki drzemie w polskim wietrze. Dla tych farm wiatrowych moc zainstalowana spadnie o ok. 60-70 proc. „Z analizy (dla danego, wybranego projektu) PSEW wynika, że przy zmianie minimalnej odległości od istniejącej i planowanej zabudowy mieszkalnej z 500 na 700 m, możliwe będzie zainstalowanie jedynie 4 z 13 turbin wiatrowych. Tym samym 9 z obiektów wiatrowych nie będzie mogło być zrealizowanych” – czytamy w raporcie PSEW.

Mniej szansy za zysk dla gmin

Jak szacuje 15 organizacji samorządowych, w tym Związek Powiatów Polskich, Związek Miast Polskich i Związek Gmin Wiejskich RP, podatki od budowanych oraz zaplanowanych do budowy w najbliższych latach wiatraków przyniosą gminom wpływy na poziomie około 150 000–200 000 zł od jednej turbiny wiatrowej. „Tę kwotę należy pomnożyć przez liczbę wiatraków oraz czas ich eksploatacji, który wynosi nawet 30 lat. Mówimy więc o milionach złotych każdego roku zasilających budżety gmin. Często pieniądze te przeznaczamy jako wkład własny podczas ubiegania się o środki unijne do realizacji inwestycji ważnych dla lokalnych społeczności. To dzięki tym środkom powstają nowe drogi, kanalizacje, ośrodki oświatowe i zdrowotne. Wpływy te dają nam realny impuls do rozwoju lokalnego” – informują samorządy. Wskazują, że właściciel nieruchomości, który będzie w posiadaniu odpowiednich gruntów, pozwalających na budowę instalacji wiatrowej może uzyskać średnio ok. 60 tys. zł od 1 ha rocznie.

Cel OZE do 2030 r. raczej niezagrożony

Zgodnie z naszymi unijnymi zobowiązaniami wyrażonymi w Krajowym Planie na Rzecz Energii i Klimatu, udział OZE ma wynieść 21-23 proc. udziału w finalnym zużyciu energii brutto w Polsce. Obecnie to ponad 16 proc. Biorąc pod uwagę kilka GW, które może jeszcze powstać na lądzie, rozwój fotowoltaiki oraz morskiej energetyki wiatrowej (do 2030 r. ma to być nawet 6 GW) to ten cel przy dystansie 700 metrów na lądzie nie wydaje się być zagrożony, choć nie można wykluczyć, że UE ustanowi nowe, wyższe limitu udziału OZE w kolejnych latach.

KPO zagrożone?

Oficjalnie Bruksela nie komentuje realizacji tzw. kamieni milowych przed ich realizacją, a takowym, który ma nas doprowadzić do wypłaty środków z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) jest ustawa liberalizująca lokowanie farm wiatrowych na lądzie. Komisja Europejska zapytana przez „Rzeczpospolitą” z rezerwą podchodzi do komentowania, czy dystans 700 m. wystarczy do uzyskania zgody na wypłatę środków z KPO. „Ocenimy osiągnięcie tego kamienia milowego ( ustawa wiatrakowa – red.), gdy Polska złoży odpowiedni wniosek o płatność. Przypominamy, że zanim będzie można dokonać jakichkolwiek wypłat w ramach Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności na rzecz Polski, Warszawa musi wywiązać się ze swoich zobowiązań związanych z ważnymi aspektami niezależności sądownictwa.” – podkreślają służby prasowe Komisji. Nieoficjalnie słyszymy jednak, że Komisja ma pytania do polskiego rządu w kwestii projektu z 700 m. Warszawa zaś będzie chciała w najbliższych dniach rozwiać ewentualne niejasności.

OZE
OZE
Ponad 5 mld zł będzie kosztował tegoroczny system wsparcia OZE. Są wyniki aukcji
OZE
Fabian Gaus, prezes GoldenPeaks Capital: Branża OZE otwarta na dialog z rządem
OZE
Brak chętnych, wysokie ceny. Rosną obawy o rozwój wiatraków na morzu
OZE
Wraca opłata OZE. Wiemy, ile będzie nas kosztować
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
OZE
Rząd nadrabia stracony czas. Szybsze prace nad energią elektryczną z wiatru
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku