Kosztowny brak OZE

Publikacja: 08.01.2020 12:11

Kosztowny brak OZE

Foto: energia.rp.pl

Ostre wyhamowanie inwestycji w odnawialne źródła energii może kosztować Polskę nawet 15 mld zł. Tymczasem w ustawie budżetowej na rok 2020 nie ma na ten cel zarezerwowanych wystarczających środków – pisze prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

Cykl ostatnio wyjątkowo częstych kampanii wyborczych niestety nie zwiększa zapotrzebowania na wiedzę. Powoduje, że coraz większa część niepopularnej wiedzy naukowej i eksperckiej jest ignorowana lub nawet skrzętnie ukrywana. Niezwykle silnie dotyczy to problematyki energii i klimatu, gdzie skutki ignorancji mogą być nie do powetowania.
Eurostat opublikował właśnie wstępne wyniki udziałów energii ze źródeł odnawialnych (OZE) w zużyciu energii w UE za 2018 rok. Polska osiągnęła 11,2 proc. i nie ma najmniejszych szans zrealizować wymaganego prawem celu – 15 proc. w 2020 r. Z powodu naruszenia prawa UE podatnicy poniosą koszty, a konsumenci energii z powodu zbyt niskich udziałów OZE zapłacą wkrótce za energię najwięcej w całej UE.
Jak to się stało, skoro mamy warunki naturalne, innowacyjne firmy, wykształconych polityków i wielu naukowców w energetyce? Czego zabrakło? Wiedzy, wyobraźni czy może odpowiedzialności?
Świadome manipulacje
W 1965 r. amerykański Naukowy Komitet Doradczy (Science Advisory Committee) doradzający prezydentowi Lyndonowi B. Johnsonowi przedstawił naukowy raport, w którym po raz pierwszy ostrzegł głowę państwa przed zmianami klimatu. Johnson (demokrata) i kolejni amerykańscy prezydenci (adresatem kolejnego, jeszcze bardziej alarmistycznego, raportu z 1969 r. był republikanin Richard Nixon) nie zawsze byli zadowoleni z tego typu raportów i często je ignorowali lub nadawali im klauzulę poufności. Nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności politycznej za to zaniechanie i już nie będą.
""

Wind turbines/Bloomberg

Foto: energia.rp.pl

Amerykański gigant naftowy Exxon Mobil miał odpowiednią wiedzę naukową i świadomość skutków zmian klimatu już w 1977 r. Mimo to przez dekady ukrywał dane naukowe, co więcej, wydawał miliony dolarów na działania, które można nazwać dezinformacyjnymi – wspierał organizacje, które podważały opinie klimatologów, że antropogenne globalne ocieplenie ma miejsce i jest wynikiem spalania paliw kopalnych.
Exxon na manipulowanie opinią publiczną przez powołane do życia grupy lobbingowe wydawał co najmniej tyle samo pieniędzy – mowa jest o 30 mln dol. – co na zdobywanie wiedzy o zmianach klimatu na swoją korzyść. Kulminacją destrukcyjnej roboty i rozpisanego na wiele lat planu rozwoju największej przez lata firmy na świecie było powołanie w 2017 r. przez prezydenta Donalda Trumpa byłego szefa Exxonu Rexa Tillersona (przyjaciela Rosji) na sekretarza stanu. Skutecznie zabiegał on o interesy przemysłu naftowego i wycofanie się USA z porozumienia klimatycznego.

Z powodu ukrywania wiedzy naukowej przeciwko Exxon Mobil toczą się w USA procesy sądowe, podobne do tych przeciw firmie tytoniowej Philip Morris, która ostatecznie została zmuszona do naprawienia szkód, które przez wiele lat świadomie wyrządzała, manipulując medyczną wiedzą naukową.

Brak odpowiedzialności
Za zanieczyszczanie środowiska karani są zazwyczaj bezpośredni sprawcy wykroczeń, w szczególności w naszej części Europy. Za katastrofę jądrową w Czarnobylu odpowiedzieli tylko inżynierowie bezpośrednio obsługujący z definicji niebezpieczny reaktor, a nie polityczna „wierchuszka”. W niektórych polskich miastach można dostać mandat w wysokości 500 zł lub grzywnę w wysokości 5000 zł za palenie w piecu węglem (a nawet drewnem!), ale za umożliwianie przez ustawodawcę niemal do 2019 r. sprzedaży mułów węglowych i flotokoncentratów udających węgiel nie ma sankcji, choć wiedza naukowa dotycząca szkodliwości palenia węglem była dostępna od dekad.

""

A wind turbine stands next to solar panels/Bloomberg

Foto: energia.rp.pl

W ramach obecnie obowiązującego prawa trudno sobie wyobrazić postawienie w stan oskarżenia w Polsce firm energetycznych. A już w ogóle nie da się pociągnąć do odpowiedzialności denialistów klimatycznych, niekiedy nawet posiadających tytuły profesorskie, którzy uważają, że owe tytuły automatycznie dają im prawo do wypowiadania się na wszystkie tematy, włącznie z takimi, na jakich się nie znają. Odpowiedzialności bez wątpienia uniknie też całe grono polityków ignorujących wiedzę naukową lub prowadzących kampanię dezinformacji robiącą wrażenie, że w obszarze środowiska, klimatu i energii nie ma naukowego konsensusu.

 

Nadzieja jest w młodych. Najbardziej wyraziste ruchy młodzieżowe, także w Polsce (młodzieżowe strajki klimatyczne, Extinction Rebellion itp.), oraz część czujących ciężar odpowiedzialności środowisk naukowych zgodnie i na pierwszym miejscu domagają się od polityków oraz szkół jednego – rzetelnego przekazywania wiedzy o zagrożeniach klimatycznych, w tym dostosowania szkolnej podstawy programowej do obecnego stanu wiedzy naukowej. Badania nad antropogennymi zmianami klimatu uczyniły w ostatnich latach znaczący postęp i ich lekceważenie w edukacji młodego pokolenia może nam przynieść jedynie katastrofalne skutki.

 

Ale co nas obchodzą młode pokolenia? W końcu myśmy przeżyli swoje, a że za nasz oportunizm i zaniechanie zapłacą nasze dzieci, to ich problem, nas już wtedy nie będzie… Jako że przyszłe pokolenia nie mają znaczenia, a młodzi są oczywiście z definicji głupi (a Greta Thunberg to już najbardziej), przejdźmy do czegoś, co może także nas dotknąć osobiście i to w horyzoncie najbliższych wyborów. A tym czymś są konsekwencje dla naszych portfeli.

 

Wolniej i taniej?
Dotychczasowych błędów i zaniechań w sprawie polityki ochrony klimatu nie można było przeliczyć na uszczuplenia po stronie budżetu państwa i podatników. Do niedawna zbyt łatwo można było zrzucić winę na dekarbonizację energetyki i OZE. Jest odwrotnie i tezę tę można już bardzo szybko empirycznie zweryfikować w okresie krótszym niż cykl wyborczy. Wieloletnie zaniedbania polityków powodują, że dalsze agresywne działania przeciwko polityce energetyczno-klimatycznej całej UE lub ignorowanie naukowych przesłanek za nią stojących są niezwykle ryzykowne. Skutki błędów i zaniechań będą brzemienne i wymierne dla każdego z nas.

 

Eurostat wykazał także, ile energii z OZE w latach 2019–2020 muszą dodać do swojego bilansu energetycznego kraje członkowskie i cała UE, aby mogły osiągnąć swoje cele na koniec 2020 r. UE w latach 2017–2018 zwiększyła udziały energii z OZE o 0,5 proc., osiągając 18 proc. Cała UE jest w stanie zrealizować swój 20-proc. cel na koniec 2020 r. Polska osiągnęła 11,2 proc., mniej niż w 2013 r., od kiedy rozwój OZE spowolnił, a potem się załamał. Dyrektywa o OZE stawiała też wymóg uzyskania minimalnego udziału energii z OZE w latach pośrednich, wg tzw. minimalnego kursu. Ten wymóg, określony średnimi udziałami energii z OZE z lat 2017–2018, wynosi dla Polski 12,3 proc., a faktycznie osiągnęliśmy jedynie 11 proc. Trudno uwierzyć, że Polska z olbrzymim potencjałem odnawialnych zasobów energii znalazła się w najgorszej sytuacji w UE. Staczamy się na koniec tabeli, w strefę, gdzie skutki ekonomiczne zaniechań dotkną wszystkich Polaków w sposób wymierny.

 

W 2016 r. Ministerstwo Energii (dysponując danymi za 2014 r.) stwierdziło, że Polska jest na dobrej ścieżce do zrealizowania celu OZE na 2020 rok, a nawet ma niewielką nadwyżkę wobec „kursu minimalnego” określonego przez rząd w 2010 r. Ta konstatacja, wraz z tezą „idźmy wolniej, będzie taniej”, stała się jednym z argumentów za dyskryminacją wybranych rodzajów OZE, zwłaszcza energetyki wiatrowej, i uzasadniała brak podejmowania skutecznych działań promujących OZE. Wystarczyły trzy lata, aby Polska w zakresie OZE stoczyła się na samo dno UE.

""

Vapor escapes from cooling towers at the lignite coal-fired power plant operated by PGE Elektrownia Belchatow SA near Belchatow, Poland,/Bloomberg

Foto: energia.rp.pl

Podejmujący w 2016 r. decyzje w imieniu rządu wyraźnie nie zdawali sobie sprawy z krótko- i długoterminowych skutków hamowania rynku OZE i zignorowali sygnały dochodzące z rynku oraz opinie specjalistów. Poza kilkoma wcześniejszymi publikacjami ekspertów z lat 2015–2017 warto wymienić raport NIK z listopada 2018 r., w którym postawiona została teza, że w konsekwencji zaniechań Polska prawdopodobnie stanie przed koniecznością dokonania tzw. statystycznego transferu” energii z OZE z państw członkowskich, które mają nadwyżkę tej energii, a koszty tego transferu mogą wynieść nawet 8 mld zł. Teza ta została zweryfikowana przez Instytut Energetyki Odnawialnej (IEO) w ekspertyzie pt. „Scenariusze realizacji przez Polskę zobowiązań międzynarodowych w zakresie OZE na 2020 rok”, której wyniki były prezentowane w marcu 2019 r. na posiedzeniu Międzyresortowego Zespołu ds. Ułatwienia Inwestycji w Prosumenckie Instalacje OZE, a w czerwcu Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii prezentowało ustalenia Zespołu na Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów.

 

Dowody (nie)naukowe
Wiedza o problemie była dostępna, ale do ostatniej niemal chwili spotykała się z obojętnością, a z czasem nawet negacją rządu i lekceważeniem wiedzy eksperckiej. IEO wskazywał, że Polska bez radykalnych działań osiągnie w 2020 r. tylko 12,1 proc. udziału energii z OZE (zamiast wymaganych 15 proc.), ale na ratunek było za późno. IEO podkreślał, że transfer statyczny jest nieunikniony i może kosztować 5–15 mld zł, w zależności od tempa działań i skuteczności negocjacji cenowych z innymi krajami UE, które przekroczą swoje cele OZE.

 

Rząd podjął pewne działania ratunkowe dopiero w 2019 r., z których najważniejszy i mający wpływ na zmniejszanie deficytu energii z OZE w 2020 r. to program „Mój prąd”, ale może on podnieść udziały OZE co najwyżej o 0,1–0,2 pkt proc., lecz nie o 3 pkt proc.! W listopadzie 2019 r. oszacowałem aktualne koszty transferu na 12 mld zł i wskazałem, że nie ma zarezerwowanych na te cele wystarczających środków w ustawie budżetowej na 2020 rok. Temat nie jest podejmowany przez ekonomistów, energetycy milczą, choć szybkie działanie najpierw po stronie stymulowania inwestycji w OZE, a potem działań dyplomatycznych na rzecz korzystnego transferu – obniżyłoby straty finansowe.

 

Pozostawianie tych spraw bez refleksji i ignorowanie unijnej zasady „przezorności” w ochronie środowiska (w kontekście postępujących zmian klimatycznych) to realne zagrożenie, także w kwestii ekonomicznej. Sprzyja przerzucaniu problemu i kosztów na całe społeczeństwo oraz osłabia bezpieczeństwo środowiskowe, energetyczne i ekonomiczne państwa, a także szkodzi obecnym i przyszłym generacjom. A zaczyna się od ignorowania wiedzy naukowej i eksperckiej. I dlatego na tyle, na ile tylko jest to tylko możliwe, z polskiej nauki i polityki trzeba eliminować „policy based evidence” – dowody naukowe bazujące na oczekiwaniach polityków.

 

Autor jest prezesem Instytutu Energetyki Odnawialnej i członkiem Narodowej Rady Rozwoju. Był dyrektorem Centrum Komisji Europejskiej ds. Odnawialnych Źródeł Energii (EC BREC) i przewodniczącym unijnej Grupy Refleksyjnej Komisji Europejskiej ds. Zrównoważonej Energetyki (managEnergy). Prowadzi blog „Odnawialny”

OZE
Pozostało 100% artykułu
OZE
Brak chętnych, wysokie ceny. Rosną obawy o rozwój wiatraków na morzu
OZE
Wraca opłata OZE. Wiemy, ile będzie nas kosztować
OZE
Rząd nadrabia stracony czas. Szybsze prace nad energią elektryczną z wiatru
OZE
Rząd na nowo mebluje aukcje dla morskiej energetyki wiatrowej
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
OZE
Polski gigant bierze kredyt na OZE w BGK i w chińskim banku
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką