W tym tygodniu wiceprezes Gazpromu zadumał się na naszych łamach o wyższości gazu ziemnego z Rosji nad gazem skroplonym z wolnego rynku i zieloną energią. Przy okazji ponarzekał na srogą zimę, która zmusiła Gazprom do nadmiernego wysiłku.
Nie dość, że więcej gazu domagała się nieodporna na zimno Europa, to nie popisali się też krajanie prezesa Miedwiediewa. Marzli równo z elegancikami z Francji i Włoch. A zamiast jak drzewiej za Josifa Wisarionowicza bywało - znosić bez skargi i bez nadmiernego zużycia drogocennego gazu, życie wśród srogich mrozów i śniegów, także hajcowali paliwa, ile się dało.
Tymczasem mój srokaty koń, który całe dnie spędza na łące, już w grudniu pokrył się wyjątkowo grubym futrem, podobnie jak jego koledzy ze stada. Zaczęłam więc i ja na potęgę docieplać okna i drzwi, dokupiłam piecyk grzewczy i wyciągnęłam futro (sztuczne, ale wygląda i grzeje jak prawdziwe).
Wprawdzie znajome pukały się w czoło wskazując na termometr, ale ja wiedziałam swoje. Koty i konie mam od wielu lat, więc wiem jak trafnie potrafią "przepowiadać" pogodę. A w grudniu nie tylko konie, ale i koty ofutrzyły się obficie, do tego zaczęły więcej jeść, jakby robiły zapas słoninki pod skórą.
Bo choć w powietrzu pachniało raczej wiosną, to zwierzęta czują co nadciąga i wolą się na to przygotować. Nie minęły dwa tygodnie, a Europę ścisnął taki mróz, że ani drgnęła. A ponieważ ani operatorzy gazowi z krajów Unii, ani Gazprom nie poszli śladem mojego konia i kotów i nie przygotowali się na atak mrozów, to szybko okazało się, że wszystkim gazu zabrakło.