Nic nie oddaje lepiej sytuacji z ostatnich dni, aniżeli piękne rosyjskie słowo: "razgildziajstwo". Już samo jego wymówienie pozwala bez tłumaczenia usłyszeć, to co słowo opisuje: rozleniwienie, nieporządek, nieuwagę, zaniedbanie, byle jakie podejście do obowiązków.
Grożący teraz rosyjskim stacjom benzynowym brak paliw, to przykład rosyjskiego razgildziajstwa. Ktoś produkował cysterny do paliw byle jak; ktoś do tych byle jakich cystern nalewał za dużo, za ciężkich materiałów jak ropa czy mazut, choć w specyfikacji producent wyraźnie zaznaczał, że służą tylko do lekkich benzyn i olejów.
Ktoś te cysterny umieszczał na wagonach, choć obciążenie na oś przekraczało dopuszczalne normy; ktoś taki przeciążony pociąg wypuszczał na trasę. Gdy ciężkie cysterny wykolejały pociąg, nikt nie poczuwał się do winy.
I tak to trwało lata i dziesiątki lat. Rafinerie wielkich koncernów, jak Rosneft, Lukoil, Gazprom Nieft czy TNK-BP, choć pracują na całym cywilizowanym świecie i doskonale wiedzą jak restrykcyjne są tam przepisy przewozu paliw, w Rosji stosowały razgildziajstwo.
Tylko w trzech miesiącach tego roku wykoleiło się osiem składów z cysternami; zniszczonych zostało 50 wagonów, wybuchł gwałtowny pożar. Jego gaszenie trwało kilka dni i zanieczyściło ropą całą okolicę. Swąd palonego mazutu doszedł wreszcie do Kremla i ktoś zdecydował przeciąć ten wieloletni proceder. Jednym podpisem wyeliminował z rynku jedną trzecią cystern, nie dając rafineriom czasu na zakup nowych.