Od 5 grudnia będzie Pan uczestniczył w decydującej fazie COP 18, czyli szczytu klimatycznego ONZ, który trwa w Katarze. Z jakimi postulatami jedzie tam Polska?
Marcin Korolec
: Jak cała Unia Europejska liczymy na realny postęp w negocjacjach. Dążymy w szczególności do przyspieszenia przygotowania nowego, prawnie wiążącego wszystkie kraje porozumienia, które zapewni udział także największych gospodarek (Chin, USA, Brazylii, Indii itd.) w redukowaniu emisji. Unia zadeklarowała także przystąpienie do drugiego okresu zobowiązań Protokołu z Kioto od 2013 roku. To da negocjatorom niezbędny czas na uzgodnienie nowego globalnego porozumienia, które ma funkcjonować po 2020 r. I to jest najważniejszy cel. Musimy zagwarantować prawnie wiążące zaangażowanie wszystkich krajów, zwłaszcza emitujących najwięcej gazów cieplarnianych, czyli także tych, którzy nie mają dotychczas żadnych formalnych zobowiązań redukcyjnych. Unia Europejska odpowiada tylko za ok. 12 proc. globalnych emisji i reprezentuje najbardziej ambitne politykę w tym zakresie.
Zarówno UE, jak i inne państwa rozwinięte, słusznie podnoszą, iż obowiązujące od 20 lat kryterium podziału na kraje rozwinięte i rozwijające, nie odzwierciedla obecnie siły gospodarczej i politycznej państw, a także uniemożliwia osiągnięcie celów środowiskowych, jakim jest walka ze zmianami klimatycznymi. Nowe porozumienie, którego zawarcia spodziewamy się w 2015 roku, w różnym zakresie obejmie zobowiązaniami wszystkie państwa do redukcji emisji gazów cieplarnianych.
Sytuacja wydaje się patowa, bo nim jeszcze szczyt się zaczął, to już mówiono, że w tym roku nie ma co liczyć na porozumienie. Pamiętam COP14 w Poznaniu. Mówiło się: dogadamy się za rok. I tak w kółko... W takim razie kiedy realnie można liczyć na porozumienie na miarę Kioto. Albo inaczej - czy w ogóle taki kompromis ma rację bytu?