W Davos premier Dmitrij Miedwiediew publicznie zaprzeczył, by Gazprom odgrywał rolę polityczną "jaką mu się powszechnie przypisuje". Czyli, że nie jest narzędziem nacisku politycznego Kremla na niepokorne państwa.
Przyjrzałam się bliżej temu brakowi nacisku i wyłącznie - jak zapewniają rosyjscy rządzący - biznesowej działalności Gazpromu i innych państwowych molochów.
W 2004 r. Gazprom przerwał dostawy gazu na Białoruś z powodu sporu cenowego. Wznowił je dopiero po ustępstwach Mińska. Teraz sprzedaje Białorusi gaz tanio, ale dzięki zakupowi krajowego operatora gazowego, całkowicie kontroluje tak tranzyt, jak i rynek miejscowy.
W 2006 r. miała miejsce pierwsza przerwa gazowa w dostawach na Ukrainę; przełom 2006/7 r. to z kolei przerwane dostawy ropy dla Litwy. Choć wprost nikt tego nie powiedział, to ewidentnie była to kara za sprzedaż Możejek Orlenowi.
W 2008 r. nastąpiło zakręcenie ropy Czechom. Wreszcie kulminacja nacisku politycznego za pomocą dostaw energetycznych - gazowa wojna z Ukrainą z początku 2009 r., gdy gazu przez dwa tygodnie nie dostawał nie tylko Kijów, ale i odbiorcy unijni. Dwa lata temu Rosjanie przykręcili kurek z ropą dla Białorusi, gdy ta podniosła opłaty za tranzyt. Cena spadła, ropa popłynęła.