Tajemnicą poliszynela pozostaje jednak to, że rząd nie chce tej ustawy uchwalić. Energetyczne spółki Skarbu Państwa robią wszystko, co w ich mocy, by rząd w tym wesprzeć.
Po co więc tworzyć prawo, które krytykują nasi czempioni energetyczni? Ano po to, by zmienić system wsparcia, który jest drogi, a mógłby być tańszy i bardziej efektywny. Tylko w latach 2010 –2013 ponad 10 mld złotych trafiło – w formie zielonych certyfikatów – do branży OZE. Ponad 60 proc. tej kwoty otrzymały źródła spalania węgla i biomasy oraz duża hydroenergetyka. 80 proc. przedsiębiorstw wykorzystujących obie technologie jest własnością Skarbu Państwa. Tak więc nie jest w ich interesie zmieniać status quo.
Wydaje się jednak, że rząd wie, co zrobić, by nowego prawa nie wdrożyć, a jednocześnie zadośćuczynić postulatom spółek Skarbu Państwa. Całą winę można przecież zrzucić na Komisję Europejską.
Taki scenariusz mógłby wyglądać następująco: Sejm uchwala ustawę o OZE, w której zapisuje, że 1 stycznia 2016 roku kończy się możliwość tworzenia nowych inwestycji w systemie zielonych certyfikatów, zaś uruchomiony zostaje system aukcyjny. W związku z tym rząd nie widzi potrzeby zmian w zielonych certyfikatach, skoro za chwilę wejdzie nowy system. Tymczasem planowany system aukcji, zgodnie z wieloma opiniami prawnymi, może zostać uznany za pomoc publiczną i jego wdrożenie nie będzie możliwe do czasu notyfikacji. Taki scenariusz oznaczałby okres ?„dziury inwestycyjnej", począwszy ?od stycznia 2016 roku, gdy zamknięty byłby już system zielonych certyfikatów, do czasu, aż zostałby zaakceptowany przez Komisję Europejską system aukcyjny.
Polski rząd twierdzi obecnie, że o pozwolenie na nowy system aukcyjny Brukseli pytać nie musi. A pomyłka rządu w tej sprawie to najprostsza droga do tego, by Komisja Europejska zakwestionowała nowe rozwiązania i w najlep-?szym razie wszystko pozostało po staremu. W efekcie spółki Skarbu Państwa będą zadowolone, a koalicja rządowa wytłumaczy się, że chciała dobrze, ale niedobra Unia wszystko zablokowała.