Iran z powodu sankcji zmuszony był do znacznego ograniczenia eksportu ropy naftowej. W momencie zniesienia sankcji to wydobycie wynosiło 1,1 mln baryłek dziennie. Teraz ten kraj chce je zwiększyć do 2 mln i zrobić wszystko, by rosło dalej. W czasach maksymalnej produkcji w roku 2011 , zanim sankcje zostały wprowadzone irańskie wydobycie wynosiło 2,5 mln baryłek ropy dziennie.
— Nie zgodzimy się na jakiekolwiek naciski, by ograniczyć produkcję, niech nas zostawią w spokoju, dopóki nie dojdziemy do 4 mln baryłek dziennie. Potem jesteśmy gotowi na współpracę - mówił Zanganeh.
Wcześniej Irańczycy, którzy pod koniec marca powinni być w stanie zwiększyć wydobycie do 2 mln baryłek dziennie ( o ćwierć miliona więcej, niż pod koniec lutego) odrzucili sugestie, jakoby maksymalnym pułapem wydobycia miałoby być dla nich 2,93 mln baryłek dziennie. Teraz rząd w Teheranie dąży, aby jego przemysł naftowy jak najszybciej odzyskał udział w światowym rynku, przede wszystkim celuje w Europę, dokąd już popłynęły pierwsze dostawy.
W nadchodzącym tygodniu na spotkanie z Zanganehem wybiera się rosyjski minister energii, Aleksander Novak który ma nadzieję przekonać Irańczyka do celowości zamrożenia wydobycia na obecnym poziomie. Na 20 marca planowane jest spotkanie przedstawicieli krajów produkujących ropę z OPEC i nie należących do kartelu. Rosjanie bardzo chcieli, żeby odbyło się ono w ich kraju, ale są na to niewielkie szanse.
Ale sam fakt, że nastąpiły już jakieś ruchy ze strony eksporterów już spowodowały wzrost cen do powyżej 40 dol. za baryłkę. Międzynarodowa Agencja Energii sugeruje, że najniższe ceny ropa może już mieć za sobą, a Zanaganeh twierdzi, że jego krajowi najbardziej odpowiadałaby cena ok 70 dol. za baryłkę, chociaż i 50 dol. też byłaby odpowiednia. Tyle, że jest duża szansa, że przy takiej zwyżce cen pojawią się nowe większe dostawy amerykańskiej ropy z łupków. I wtedy wszystkie wysiłki zmierzające do podwyżek cen pójdą na marne.