Bezpośrednim powodem zabrania przeze mnie głosu w tej kwestii są informacje, które dotarły do opinii publicznej w ciągu ostatnich dni. Jak to zwykle bywa w przestrzeni medialnej, obok informacji dobrych czy bardzo dobrych, są i takie które są mocno zaskakujące. Ale po kolei.
8 marca Wiceprezes Zarządu PGNiG Maciej Woźniak poinformował, że PGNiG nie stracił na przekierowaniu gazowców z Qatargas na inne rynki, w czasie gdy terminal LNG w Świnoujściu nie był jeszcze gotowy. Dotyczyło to 16 statków o wartości ładunku od 30 do 40 milionów dolarów każdy. Z jednej strony to niewątpliwy sukces zespołu PGNiG, który w latach 2013-2014 doprowadził do wynegocjowania z partnerem katarskim bardzo korzystnych umów w tym zakresie, z drugiej strony pokazuje bardzo dużą elastyczność światowego rynku LNG. Byłoby to zapewne o wiele trudniejsze, gdyby nie wyjątkowo dobre relacje z Qatargas, który zrobił bardzo wiele, aby PGNiG osiągnął dobry wynik na tej operacji.
Kilka dni później PGNiG poinformowało, że zawarto dodatkową umowę z Qatargas, zwiększającą wolumen LNG dostarczany przez Katarczyków do łącznie 2 mln ton rocznie, co stanowi ok. 2,7 mld m3 gazu. Spółka podkreśliła w komunikacie, że warunki cenowe dostaw LNG są „satysfakcjonujące" a dodatkowe zakupy skroplonego gazu służą realizacji długookresowej strategii dywersyfikacji dostaw gazu ziemnego do Europy Środkowo-Wschodniej. Osobiście uważam, że takie działanie polskiego czempiona gazowego jest całkowicie uzasadnione i korzystne dla Spółki.
Z dużym zaskoczeniem należy więc przyjąć podaną ostatnio informację przez Puls Biznesu, że odstępuje się od koncepcji budowy tzw. „bojki" LNG czyli pływającego terminala w okolicy Trójmiasta. Argumentem za rezygnacją z tej formy dywersyfikacji dostaw gazu jest fakt budowy gazociągu łączącego Polskę przez Danię z Norwegią, którego prawdopodobieństwo powstania oceniono na 100 procent. Takie stawianie sprawy wydaje się błędne.
Po pierwsze, nie zapadły żadne ostateczne decyzje dotyczące budowy gazociągu norweskiego. Obecnie spółki odpowiedzialne za projekt po stronie polskiej, duńskiej i norweskiej są na etapie studium wykonalności inwestycji, które ma dopiero dać odpowiedź co do warunków prawnych, technicznych i biznesowych. Po ewentualnie pozytywnym wyniku tego opracowania będzie można przejść do etapu negocjacji umów realizujących to przedsięwzięcie, co jeszcze wcale nie przesądza, że projekt ten zostanie skutecznie sfinalizowany. Przykład budowy Nord Sream II pokazuje, że dysponując nieporównywalnie większymi możliwościami kapitałowymi i politycznymi państwa zaangażowane w ten projekt, nie mogą przejść do jego faktycznej realizacji.