Taką opinię wygłosił Dominique Ristori szef unijnego dyrektoriatu ds. energetyki podczas piątkowego brifingu w Kijowie. Jego zdaniem inwestycja nie ma nic wspólnego z różnicowaniem źródeł, kierunków i tras dostaw gazu na rynek Wspólnoty.
- Jeżeli ten gazociąg zostanie zbudowany, nie zostanie wsparty przez Unię, a w szczególności przez Komisję Europejską. Jednak o żadnych sankcjach mowy być nie może - dodał urzędnik, cytowany przez agencje rosyjskie i ukraińskie.
Dodał, że Komisja Europejska obecnie rozważa dwa sposoby działania. Pierwszy to przedłużenie mandatu na rozmowy z Rosją w sprawie Nord Stream-2 (Rosjanie rozmawiać nie chcą, bo jak tłumaczą, KE nie jest tutaj stroną -red). Drugi to objęcie inwestycji znowelizowaną Dyrektywą Gazową, za czym już opowiedział się Parlament a teraz Rada Europy dyskutuje o wprowadzeniu zmian do dyrektywy.
Ristori dodał że Komisja zamierza doprowadzić do tego, by Nord Stream-2 odpowiadał zasadzie przejrzystości i niedyskryminacji oraz był dostępny dla państw trzecich. Musi też odpowiadać zasadzie rozdziału transportu gazu od jego sprzedaży, czego wymaga unijne prawo energetyczne. Premier Ukrainy Wołodymyr Hrojsman nazwał rosyjski projekt wyłącznie politycznym. Jego zdaniem gazociąg stanowi zagrożenie dla demokratycznej Europy i jego celem jest by „posadzić Europę na igle gazowej". W czwartek ukraiński parlament wystąpił do krajów Unii z apelem o zablokowanie budowy. Tymczasem Gazprom ma już zgody Niemiec i Finlandii na przejście rury przez wody terytorialne tych państw. Do rozpoczęcia inwestycji potrzeba zgód Szwecji, Danii i...Rosji (choć to formalność to wciąż jej brak).