Czerwiński pełni dziś obowiązki szefa elektrowni w Kozienicach. Trafił do zakładu w grudniu, już po wyborczym zwycięstwie PO. W Ministerstwie Skarbu nie mają wątpliwości, że zostanie pełnoprawnym prezesem. – Nie ma lepszego kandydata – mówi „Rz” jeden z urzędników resortu skarbu, współpracujących z wiceministrem Janem Burym z PSL, odpowiedzialnym m.in. za energetykę. Na najbliższym walnym zgromadzeniu zostanie wyłoniona nowa rada nadzorcza firmy, która rozpisze konkurs na prezesa kozienickiej spółki. Czerwiński nie wyklucza, że zgłosi się do konkursu.
Jak ustaliła „Rz”, Czerwiński w 2005 roku został odwołanyz elektrowni w Ostrołęce. Gdy kierował tym zakładem, miało dojść do całkowitego wyczerpania zapasów węgla. – W lutym 2004 r. ilość węgla w elektrowni była znikoma – mówi Krzysztof Majkowski, senator PiS, wieloletni pracownik ostrołęckiej elektrowni. – Oceniam, że starczyłoby go jedynie na kilka dni. To niedopuszczalna sytuacja. Gdyby zima była bardziej sroga, mogłoby dojść do najgorszego, czyli do zatrzymania pracy elektrowni.
Artykuły dotyczące zagrożenia energetycznego w Ostrołęce pojawiały się w lokalnej prasie. Wskazywano, że ilość węgla w elektrowni wystarczyłaby zaledwie na ośmiogodzinną pracę. W związku z tym wydano decyzję dopalania mazutem, co znacznie zwiększyło koszty produkcji energii. Tymczasem przepisy mówią jasno, że w każdej elektrowni zapasy węgla powinny być zabezpieczone na co najmniej 30 dni.
– Nigdy nie było sytuacji, w której zabrakłoby nam węgla, a bezpieczeństwo pracy elektrowni było zawsze zapewnione – odpiera zarzuty Czerwiński.
Senator Majkowski ma wątpliwości. – Wydaje się, że kandydatura pana Czerwińskiego na prezesa elektrowni w Kozienicach jest co najmniej dyskusyjna. Tym bardziej że jednym z powodów odwołania w grudniu 2007 r. poprzedniego zarządu Kozienic były właśnie braki w węglu – mówi. Stan zapasów w kozienickiej elektrowni miał być tak mały, że w razie wystąpienia dużych mrozów mogłoby dojść do ograniczenia dostaw prądu, a nawet wyłączeń bloków energetycznych.