Chociaż tej zimy mróz uderzył późno, przyniósł ze sobą wyjątkowo niskie temperatury, lód i śnieg. I to nie tylko do Europy i Azji, ale nawet do północnej Afryki. W ciągu jednej nocy niewielkie do tej pory zapotrzebowanie Europy na energię, wynikające ze słabnącej gospodarki i łagodnej zimy, bardzo wzrosło. W krótkim okresie, licząc pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a początkiem lutego, popyt na rosyjski gaz wzrósł o 50 proc. W momencie, gdy nawet najbardziej odporni na mróz mieszkańcy Rosji musieli do pełni zwiększyć moc swoich kaloryferów, zużycie gazu zaczęło się zbliżać do rekordowych poziomów.
W odpowiedzi na nagły wzrost popytu na gaz Gazprom natychmiast zwiększył jego produkcję do maksimum. Ponieważ gazociągi nie są przystosowane do permanentnego zaspokajania tak dużego zapotrzebowania (z ekonomicznego punktu widzenia jest to nieopłacalne), mysieliśmy zwiększyć pobór gazu z naszych podziemnych magazynów, które wybudowaliśmy w Rosji i w Europie. Taka dwutorowa strategia stanowi standardową procedurę stosowaną w przypadkach nagłych ataków zimy i umożliwiła w styczniu br. dostarczanie naszym odbiorcom nie mniej niż 99 proc. wszystkich zamówionych ilości gazu dziennie. Jednak przy utrzymującym się mrozie w lutym całościowe zapotrzebowanie na gaz zgłaszane przez Europę było tak duże, że niemożliwe okazało się pełne zaspokojenie popytu za pomocą kolejnych, nowych dostaw.
Obserwowana dziś zmienność popytu tłumaczy, dlaczego wydobycie i handel gazem to biznes długoterminowy
Obecna sytuacja, w której nadmiernego zapotrzebowania na gaz nie da się spełnić w ramach kontraktów między Europą (włączając Turcję) a jej głównymi dostawcami, wymaga podjęcia wspólnych działań przez wszystkich największych eksporterów gazu. Gazprom odpowiada za zaspokojenie jednej czwartej zapotrzebowania na gaz Unii Europejskiej. Należałoby się zatem spodziewać, że inni producenci gazu pokryją pozostałe trzy czwarte obecnego popytu. Jednak prawda jest taka, że teraz wszyscy dostawcy włącznie z lokalnymi, a także Algieria, Azerbejdżan, Iran, Libia czy Norwegia, z trudem usiłują sprostać niezwykle dużym zamówieniom swoich klientów.
Rynki spotowe, przez wielu okrzyknięte nowym filarem europejskich dostaw gazu, niemal natychmiast opustoszały, a ceny na nich gwałtownie wzrosły nawet o 60 proc. Dostawy LNG były również opóźnione i niewystarczające, aby przyczynić się do poprawy sytuacji. Tak bardzo wspierane i dotowane odnawialne źródła energii także nie mogły zaspokoić nagłego wzrostu zapotrzebowania energetycznego. Temperatura nie ma znaczenia – nikt nie jest w stanie zmusić słońca, by świeciło, ani wiatru, aby wiał. I w taki oto sposób nagły atak zimy sprowadził na ziemię wszystkich tych, którzy wierzą, że samo głoszenie haseł o zielonej energii i liberalizacji rynku wystarczy, by w najbliższej przyszłości zamienić wizje w rzeczywistość.