To pierwsza samodzielna posada Igora Sieczina, który od pracy w merostwie St. Petersburga w latach 90-tych XX w. szedł za Putinem jak cień. Teraz został mianowany przez premiera Miedwiediewa prezesem koncernu Rosneft. Miejsca ustąpił mu Eduard Chudajnatow - prezes, w którego biografii pierwsze trzydzieści kilka lat było pasmem białych plam.

Miedwiediew spodziewa się po Sieczinie, że rozwinie współpracę Rosneft (roczne wydobycie to ok. 120 mln t ropy) z zagranicznymi partnerami (Exxon, Eni, Statoil) i będzie trzymał ceny swoich paliw na wodzy.

Jednak, zdaniem ekspertów rosyjskich, głównym zadaniem Sieczina będzie modernizacja Rosneft. Choć to największy producent paliw, to i bardzo przestarzały technologicznie i konserwatywny w sposobie zarządzania i planowania. Ma masę licencji na wielkie złoża, które dostał od państwa, ale nie potrafi wydobywać ropy z podmorskich złóż; ma przestarzałe rafinerie i niedostateczne zasoby finansowe, by poradzić sobie z wieloma dużymi inwestycjami.

Sieczin nie jest zwolennikiem prywatyzacji koncernu, więc zderzenie z nowym wicepremierem odpowiedzialnym za sektor energetyczny - Arkadim Dworkowiczem - jest nieuchronne. Sieczin chciałby stworzyć z Rosneft super koncern państwowy przyłączając doń państwowe Transneft (ropociągi) i Zarubieżnieft (eksport). Dworkowicz, jak i Miedwiediew, chce sprzedać udziały państwa w koncernie (ok. 25 proc.) i zostawić tylko tzw. złotą akcję.

Na razie rynek przyjął Sieczina-prezesa pozytywnie. Akcje koncernu na moskiewskiej giełdzie zyskały prawie 2 proc.