Bułgarzy po raz kolejny postawili się Moskwie. Najpierw premier Bojko Borysow wycofał się z budowy elektrowni jądrowej Bielenije; teraz odmawia pieniędzy na współfinansowanie gazociągu południowego. Rosjanie nie mają więc wyjścia. Gazprom zapłaci dodatkowe ok. 1,5 mld euro za ważny bułgarski odcinek. To na wybrzeżu Bułgarii rura wyjdzie z Morza Czarnego. W zamian, jak przypomina gazeta „RBK daily", Bułgaria ma nie pobierać opłat tranzytowych do 2030 r.

– Główne ryzyko tego projektu spada na Gazprom. Jest prawdopodobne, że rurociąg nie będzie całkowicie zapełniony, bowiem popyt na gaz z Gazpromu w Europie nie rośnie i raczej rosnąć nie będzie. W tej sytuacji Gazprom będzie musiał ograniczyć przesył innymi rurociągami. Stracą na tym kraje tranzytowe, przede wszystkim Ukraina i Białoruś – ocenia Andriej Poliszczuk, analityk Raiffeisen Banku.

Cały gazociąg z Rosji przez Morze Czarne, Bułgarię na Bałkany, do Austrii i Włoch kosztować ma ok. 15,5 mld euro i przesyłać do 63 mld m sześc. gazu rocznie. Operatorem morskiego odcinka jest South Stream Transport AG, której akcjonariuszami prócz Gazpromu (50 proc.) jest włoski Eni (20 proc.), francuski EdF i niemiecki Wintershall (po 15 proc.).

Wcześniej planowano, że uczestnicy konsorcjum sfinansują 30 proc. kosztów budowy, a 70 proc. stanowić ma kredyt bankowy. Teraz prawdopodobnie za całość zapłaci Gazprom. Analitycy są zdania, że jest w tak dobrej kondycji. Dług spadł z 42,8 mld dol. w 2009 r. do 18,3 mld dol.

– Koncern bezboleśnie może pożyczyć ok. 20 mld dol. – uważa Walerij Niestierow, analityk banku inwestycyjnego Troika Dialog.