To nie jest czas Gazpromu

Wizerunku rosyjskiego koncernu nie naprawią nawet największe pieniądze – przekonuje Alan Riley, profesor London City University w rozmowie z Danutą Walewską.

Publikacja: 28.01.2013 23:18

To nie jest czas Gazpromu

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Czy sądzi pan, że obecny konflikt na linii Gazprom–Ukraina to cena porozumienia rządu w Kijowie z Royal Dutch Shell, który zainwestuje w tym kraju 800 mln dolarów w poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego?

Alan Riley:

Zbiegnięcie się w czasie tych wydarzeń daje wiele do myślenia. Sądzę, że ma pani rację.

Pana zdaniem więc musimy liczyć się z kolejnymi nerwowymi akcjami Gazpromu?

Z całą pewnością. A powodów będzie aż nadto. Zwiększone dostawy gazu z Algierii, naturalnie rozpoczęcie wydobycia gazu łupkowego, dostawy gazu skroplonego, wreszcie produkcja gazu w USA, które w szybkim tempie mogą stać się nawet eksporterem tego surowca, mniejsze szanse zwiększenia eksportu do Chin, bo i tam jest gaz łupkowy, który będzie odgrywał coraz większą rolę w chińskim bilansie energetycznym. Nie zapomnijmy również o tym, że Chińczycy w każdej chwili mogą zwiększyć import tańszego gazu z Australii czy Kanady. To wszystko bardzo działa Gazpromowi na nerwy, bo w szybkim tempie traci rynek. Także złota era gazu, o której pisała Międzynarodowa Agencja Energii, jest dzisiaj dla Gazpromu raczej zagrożeniem niż szansą na rozwój.

Komisja Europejska planuje otwarcie unijnego rynku gazowego, co poważnie zagraża Gazpromowi, bo będzie mu coraz trudniej przejmować aktywa w Europie. Bo żeby Gazprom rzeczywiście w Europie miał sukcesy, musiałby się zdecydować na fundamentalne reformy, które zmienią i jego model biznesowy, i podejście do rynku. Jeśli tego nie zrobi, poważnie ryzykuje drastyczne ograniczenie swojej roli w Europie.

Sądzi pan, że w trwającym dochodzeniu Brukseli uda się udowodnić Gazpromowi, że jego działalność w Unii Europejskiej narusza zasady konkurencji?

Komisja jest zdania, że Gazprom uniemożliwił dywersyfikację kierunków dostaw gazu

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Dochodzenie Komisji Europejskiej nie jest jedną z wielu prób wyjaśnienia, czy firma nie łamie obowiązujących zasad. To dochodzenie prowadzi Dyrekcja Generalna ds. Konkurencji i jak już miał okazję się przekonać Microsoft, Dyrekcja Generalna nie daje łatwo za wygraną, nie poddaje się. I prawdę mówiąc, ilekroć weźmie się za takie dochodzenie, to niezwykle skrupulatnie doprowadza je do końca. Warto przypomnieć, że Dyrekcja Generalna nie przegrała ani jednej takiej sprawy przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości i to od 1958 roku, kiedy weszło w życie prawo antytrustowe.

Gazprom broni się ze wszystkich sił. Zaangażował także poważnie i rząd, i prezydenta. Czy to nie osłabi determinacji Komisji Europejskiej? Bo przecież grozi to wręcz konfliktem na linii Bruksela–Moskwa.

Nigdy nie zdarzyło się tak, aby Komisja Europejska, rozpoczynając takie dochodzenie, nie miała murowanych dowodów obciążających konkretną firmę. Te przeciwko Gazpromowi prawdopodobniej zostały zgromadzone podczas rewizji w biurach rosyjskiego koncernu w Czechach i Niemczech jeszcze we wrześniu 2011 roku. Do nich doszły jeszcze zażalenia składane przez władze oraz firmy z poszczególnych krajów, nie mówiąc o bieżącym drobiazgowym monitorowaniu sytuacji na rynku, która specjalnie się nie zmienia. Kiedy więc dochodzenie zostało formalnie rozpoczęte we wrześniu 2012 roku, dowody przeciwko Gazpromowi zaczęły napływać ze zdwojoną siłą. I napływają nadal.

Jakie konkretne zarzuty ma Komisja Europejska przeciwko Gazpromowi?

Własnego uznania przy jednoczesnym narzuceniu zakazu odsprzedaży importowanego z Rosji gazu. Ta zasada zakazująca odsprzedaży zgodnie z unijnym prawem jest nielegalna. To niepojęte, bo unijne firmy nie mają prawa dysponowania swoją własnością.

Poza tym Komisja jest zdania, że Gazprom skutecznie uniemożliwił dywersyfikację kierunków dostaw gazu między innymi dlatego, że uniemożliwia korzystanie ze swoich gazociągów innym dostawcom. Nie mówiąc już o tym, że Gazprom utrudnia jak może budowanie jakichkolwiek alternatywnych gazociągów, a także innej infrastruktury, jak chociażby terminali do odbioru gazu skroplonego.

Wreszcie Gazprom nie ma żadnych podstaw prawnych, aby kwestionować swoją dominującą pozycję w sytuacji, kiedy w krajach Europy Środkowej i Wschodniej ma ponad 50-proc. udział w rynku gazu, a w niektórych z nich udział ten dochodzi nawet do 100 proc., bo jest tam jedynym dostawcą. Zobowiązania wynikające z takiej sytuacji nie podlegają więc jakiejkolwiek dyskusji.

Gazprom już przegrał kilkakrotnie na arenie międzynarodowej. Musiał uznać wyższość prawa, obniżył ceny gazu. Jak pan sądzi, dlaczego to nie zmieniło funkcjonowania tej spółki?

To rzeczywiście wizerunkowe porażki, ale to za mało, by Gazprom się zmienił, chociaż w oczywisty sposób osłabiają one pozycję Gazpromu, także w świetle unijnego dochodzenia.

Tym bardziej że i w tym roku będzie jeszcze więcej skrag na praktyki Rosjan przed sądami arbitrażowymi. Chociażby w sprawie kwestionowanego przez wiele krajów wiązania z notowaniami ropy naftowej cen dostarczanego gazu. Skargi są zasadne, bo ropa pozostaje bardzo droga, podczas gdy gaz w transakcjach natychmiastowych cały czas tanieje.

W zeszłym roku Gazprom wydał w Europie ponad 10 mln euro na wsparcie medialne ze strony agencji public relations.  W 2011 r. nawet więcej. Czy sądzi pan, że w jakikolwiek sposób złagodziło to wizerunek spółki?

Gazpromowi nic nie pomoże w naprawianiu wizerunku. Nieustannie popełnia te same błędy, nie zmienia się. Najlepszym przykładem jest kolejny spór z Ukrainą. Tak jakby wszelkie  dotychczasowe ustalenia nie obowiązywały. Żadne miliony dolarów czy euro nie poprawią tej sytuacji, jeśli Gazprom nie zmieni się sam. A to, że nieustannie, także i teraz, wydaje fortunę na lobbing, to zrozumiałe. Tyle że nie wierzę w efekty takich działań.

CV

Profesor Alan Riley jest Brytyjczykiem, wykładowcą londyńskiego City University, jednym z najlepszych europejskich analityków rynków energetycznych. Specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących konkurencji. Pracuje obecnie nad książką o unijnym bezpieczeństwie energetycznym i liberalizacji rynków.

Rz: Czy sądzi pan, że obecny konflikt na linii Gazprom–Ukraina to cena porozumienia rządu w Kijowie z Royal Dutch Shell, który zainwestuje w tym kraju 800 mln dolarów w poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego?

Alan Riley:

Pozostało 96% artykułu
Energetyka
Niemiecka gospodarka na zakręcie. Firmy straszą zwolnieniami
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz