Rz: Czy sądzi pan, że obecny konflikt na linii Gazprom–Ukraina to cena porozumienia rządu w Kijowie z Royal Dutch Shell, który zainwestuje w tym kraju 800 mln dolarów w poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego?
Alan Riley:
Zbiegnięcie się w czasie tych wydarzeń daje wiele do myślenia. Sądzę, że ma pani rację.
Pana zdaniem więc musimy liczyć się z kolejnymi nerwowymi akcjami Gazpromu?
Z całą pewnością. A powodów będzie aż nadto. Zwiększone dostawy gazu z Algierii, naturalnie rozpoczęcie wydobycia gazu łupkowego, dostawy gazu skroplonego, wreszcie produkcja gazu w USA, które w szybkim tempie mogą stać się nawet eksporterem tego surowca, mniejsze szanse zwiększenia eksportu do Chin, bo i tam jest gaz łupkowy, który będzie odgrywał coraz większą rolę w chińskim bilansie energetycznym. Nie zapomnijmy również o tym, że Chińczycy w każdej chwili mogą zwiększyć import tańszego gazu z Australii czy Kanady. To wszystko bardzo działa Gazpromowi na nerwy, bo w szybkim tempie traci rynek. Także złota era gazu, o której pisała Międzynarodowa Agencja Energii, jest dzisiaj dla Gazpromu raczej zagrożeniem niż szansą na rozwój.