W tym tygodniu prezes Igor Sieczin ogłosił światu, że Rosneft w tym roku napompuje ropy na 215 mln ton. To absolutny światowy rekord, pozostawiający daleko w tyle takie giganty jak Exxon, Shell czy BP. Sieczin wyjaśnił, że kwota uwzględnia łączne wydobycie Rosneft i TNK-BP - którego kupno państwowy gigant już uzgodnił, ale dotąd nie nazbierał dość gotówki, więc transakcja wciąż jest w zawieszeniu.
Kwota 215 mln ton wzbudza podziw, szacunek, ale i pytanie: skąd panu prezesowi wyszła właśnie taka kwota? Według własnych materiałów Rosneft w ostatnim roku wydobył 119 mln ton, a TNK-BP - 85 mln t. Łącznie daje to 204 mln ton...
No, ale nie ma się czego czepiać, 11 mln ton ropy w tę czy w drugą stronę - Rosjanie dadzą radę, wiadomo nie od dziś. Pamiętam, gdy w Bracku oglądałam największą w Rosji i jedną z największych na świecie elektrowni wodnych na Angarze. Zbudowali ją w latach pięćdziesiątych (ruszyła w 1961 r.) komsomolcy (a może i więźniowie) z całych Sowietów.
W muzeum przy elektrowni można było oglądać poduszki z kępami ludzkich włosów. "Pierwsi robotnicy spali w namiotach, a że zimą temperatura nad Bajkałem spada do -40 st.C, to rano im włosy przymarzały do poduszek. Ludzie zrywali się do pracy, a włosy zostawały na poduszkach... - wyjaśniał beznamiętnie przewodnik.
W takich warunkach i operując prymitywnymi narzędziami ludzie radzieccy wznieśli na rzece zaporę wysokości 125 m i długości prawie czterech kilometrów. Powstało tzw. Brackie Morze, które raz na zawsze zmieniło zabójczy klimat okolicy, likwidując miliony krwiożerczych meszek, kąsających latem budowniczych elektrowni. Ludzie mówią o cudzie nad Angarą.