– Nie ma co liczyć, że w najbliższym czasie ropa stanieje do poziomu poniżej 118–119 dolarów za baryłkę – ocenia Jakub Bogucki, analityk portalu e-petrol. Jego zdaniem może nawet kosztować więcej, chociaż ceny w I półroczu nie powinny przekroczyć 130 dol. za baryłkę. – Nie ma do tego żadnego powodu – uważa.
Na razie na stacjach benzynowych jest nadal dość tanio: za litr Pb 95 płacimy 5,48 zł, a za litr oleju napędowego – o 1 gr więcej. Ale to już ostatnie dni tak przyjaznych cen. – Już w najbliższych dniach czeka nas podwyżka przy dystrybutorach, przy tym szybciej będzie drożała benzyna niż olej napędowy. Ale ceny i jednego, i drugiego paliwa będą wynosiły po ok. 5,60 zł za litr. Ceny w hurcie już poszły w górę – mówi Jakub Bogucki. Dodaje, że za dwa–trzy tygodnie olej napędowy będzie minimalnie tańszy od benzyny.
Na wzrost cen ropy wpływają wszystkie informacje korzystne dla światowej gospodarki. Surowiec zdrożał wyraźnie, kiedy Chińczycy w ostatni piątek poinformowali o rekordowych wynikach handlu zagranicznego w styczniu. I kiedy Mario Draghi powiedział, że w II półroczu sytuacja w strefie euro wyraźnie się poprawi.
Przy tym wszystkim dawno na rynku nie było takiego szumu informacyjnego. Międzynarodowa Agencja Energii (MAE) podała wczoraj o obniżeniu swojej prognozy popytu o 90 tys. baryłek ropy dziennie. Dzień wcześniej OPEC przewidywał coś przeciwnego – że popyt wyniesie ponad 840 tys. baryłek dziennie, a więc o 80 tysięcy więcej niż w prognozie z grudnia.
Wielu analityków jednak jest zdania, że tak wysokie ceny Brenta jak obecnie są nie do utrzymania. – Jestem bardzo zaskoczony, że ropa jest tak droga – mówi „Rz" Andy Sommer, analityk szwajcarskiego Dietikonu. Jego zdaniem sytuacja na rynku nie uzasadnia tak wysokich cen, a ropa powinna być tańsza przynajmniej o 8–10 dol. na baryłce.