Jak obecne, bardzo niskie ceny uprawnień do emisji CO2 wpływają na inwestycje w energetyce?
Maciej Wiśniewski:
W warunkach cen w przedziale 3–4 euro za jedno uprawnienie można w zasadzie uznać, że działamy w realiach, w których nie ma systemu wsparcia dla niskoemisyjnych źródeł energii i projektów ograniczających emisję. Cały rachunek ekonomiczny dla energetyki można liczyć tak, jakby dodatkowych kosztów ochrony środowiska nie było.
Jednym słowem opłaca się stawiać na węgiel?
Wbrew pozorom taki stan szkodzi inwestycjom. Nie chodzi przecież o to, by w nieskończoność eksploatować stare bloki. W 2016 r. będziemy musieli wyłączyć stare jednostki wytwórcze ze względu na wejście w życie dyrektywy zaostrzającej normy emisji SO2 i NOx, a nowe moce nie powstają, bo są nieopłacalne. Biznes energetyczny opiera się na liczeniu kosztów krańcowych. Dla każdej spółki można oszacować, przy jakiej cenie uprawnień dochodowe byłyby inwestycje ograniczające emisję. Choć to proste, to w Polsce jest bardzo niewiele podmiotów specjalizujących się w takich wyliczeniach.