Niemiecki portal twierdzi, że władze w Kijowie nie chcą płacić "ani grosza koncernowi, który wspiera terrorystów na wschodniej Ukrainie".
UE zależy, by jeszcze przed zima doszło do zawarcia umowy gazowej między Ukraina a Rosja, tak by bezpieczeństwo energetyczne Unii nie było zagrożone. Na razie odłożono "na później" kwestię wspólnej ceny gazu dla wszystkich odbiorców unijnych i skupiono się na "problemie ukraińskim".
Kijów jest winien Gazpromowi 3,1 mld dolarów, płacąc 385 dolarów za metr sześcienny gazu. Jednak ukraiński rząd nie ma tylu pieniędzy, więc za gazowy dług Ukrainy pieniądze ma wyłożyć Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Gazprom jest za, ale Kijów się waha, mimo, że rosyjski koncern zapowiedział, że dostawy może wznowić od razu i zagwarantować ich ciągłość aż do 5 kwietnia 2015 roku. Rosja sprzedałaby Ukrainie 5 mld metrów sześciennych gazu w cenie 250 dolarów za metr sześcienny.
- Dlaczego mamy wspierać firmę, która wspiera terrorystów na terenie Ukrainy - powiedział portalowi Deutsche Wirtschafts Nachrichten anonimowy dyplomata Kijowa, dodając, że koncern współfinansuje wojnę Kremla.
Michał Gonczar, były dyrektor Naftogazu, uważa, że umowa jaką zawarto 26 września w Berlinie jest "niejasna" i daje Gazpromowi wiele możliwości manipulacji i nacisku na Kijów.