Wywiad z Bolesławem Jankowskim

Bolesław Jankowski?, wiceprezes „EnergSys" ?oraz ekspert Krajowej Izby Gospodarczej

Publikacja: 23.10.2014 09:43

Wywiad z Bolesławem Jankowskim

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Polski przemysł mówi jednym głosem o negatywnych skutkach przyjęcia wiążącego celu redukcji emisji do 40 proc. CO2 do 2030 r. i wspólnego dla UE celu w zakresie udziału OZE na poziomie 27 proc. A może przez to sztywne stanowisko nie osiągniemy przywilejów, które pomogłyby w transformacji?

Bolesław Jankowski: Ocena skutków dla gospodarki, poszczególnych branż i samych odbiorców energii, odnosi się zarówno do proponowanych przez KE celów, jak i sposobów, za pomocą których mamy do nich dojść.

Wszystkie wiążą się z koniecznością poniesienia olbrzymich nakładów inwestycyjnych, których efektem będą dwukrotnie wyższe hurtowe ceny energii i ciepła, a także silny ich wzrost dla odbiorców końcowych, tj. gospodarstw domowych i przemysłu.

Rząd szacuje, że roczny koszt subsydiowania powstających odnawialnych źródeł do poziomu, który zadeklarowaliśmy się osiągnąć, wyniesie 7 mld zł w 2020 roku.

Jeśli będziemy chcieli redukować emisję CO2 do 40 proc. w 2030 r. i realizować nowe cele OZE, budując kolejne farmy wiatrowe, to roczne koszty wsparcia zielonej energetyki sięgną co najmniej 10 mld zł.

Jeszcze drożej będzie, gdy zdecydujemy się na energetykę jądrową, bo wybudowanie 1 GW w tej technologii kosztuje ok. 20 mld zł. Tymczasem blok o podobnej mocy budowany przez Eneę w Kozienicach ma kosztować 6 mld zł.

Jakie branże są narażone na utratę konkurencyjności?

Chodzi tu nie tylko o energetykę i ciepłownictwo, ale też takie branże, jak hutnictwo, ciężki przemysł chemiczny, cementowy czy drzewno-papierniczy. One będą przenosić swoje zakłady do państw, które nie są związane żadnym klimatycznym podatkiem. To się już dzieje, bo chemiczny BASF przeniósł produkcję z Niemiec do Stanów Zjednoczonych. Ale nie trzeba szukać daleko, bo firmy przystań mogą znaleźć nawet za naszą wschodnia granicą, np. na Białorusi czy Ukrainie.

Pierwszym symptomem tego procesu jest wstrzymywanie decyzji inwestycyjnych. Przemysł papierniczy w ogóle nie bierze już pod uwagę lokowania kolejnych wytwórni na terenie UE.

Brytyjczyka, Niemca czy Duńczyka niekoniecznie obchodzą poniesione przez nas koszty. Oni są już dużo dalej w tym zakresie. Dlaczego mieliby zgadzać się z polskim punktem widzenia?

Nam chodzi jedynie o dostosowanie polityki klimatycznej do tego, co się dzieje w energetyce i gospodarce poszczególnych państw. Każdy kraj powinien mieć prawo doboru środków, którymi chce osiągać cele. Powinno się przy tym uwzględnić to, że poszczególne kraje są na różnych etapach rozwoju, mają odmienny dostęp do zasobów oraz inną strukturę technologiczną.

Ograniczenie emisji można osiągnąć także dzięki rozwojowi kogeneracji czy wymianie starych bloków węglowych na nowoczesne. Chodzi o to, by polityka energetyczna krajów Wspólnoty była szyta na ich miarę.

Tymczasem Unia próbuje skroić jeden garnitur dla wszystkich.

O co zatem trzeba walczyć, a co można odpuścić?

Nie możemy się zgodzić na funkcjonowanie w ramach systemu handlu emisjami, bo właśnie on doprowadzi do wzrostu uprawnień do emisji CO2 i w efekcie podbije ceny energii. Rząd próbuje wynegocjować pewne mechanizmy kompensacyjne czy okresy przejściowe, które dadzą polskim instalacjom możliwość otrzymywania darmowych uprawnień po 2020. To złagodzi skutki polityki klimatycznej, ale ich nie zlikwiduje. Dlatego zdaniem KIG trzeba ten problem rozwiązać systemowo, tak jak było to przy negocjowaniu pierwszego pakietu klimatycznego w 2008 r. Każdy kraj miał wtedy ustalone własne limity i cele, które zobowiązał się osiągnąć do 2012 r. To podejście wypracowane i wprowadzone w Protokole z Kyoto. Wtedy poziom zobowiązań redukcyjnych Polski odnoszono do 1988 jako roku bazowego. Gdyby zastosować tę sama co wtedy podstawę, to moglibyśmy zgodzić się nawet na 40-proc. cel w zakresie emisji redukcji CO2 do 2030 r. w zamian za swobodę w wyborze środków osiągnięcia tego celu. Takie podejście byłoby też spójne z kształtującym się podejściem globalnym, w którym poszczególne kraje (USA, Chiny, Indie itp.) zamierzają zadeklarować swój wkład w osiąganie globalnych redukcji, ale w taki sposób, by nie narażać na szwank własnych interesów gospodarczych i społecznych.

—rozmawiała?    Aneta Wieczerzak-Krusińska

Rz: Polski przemysł mówi jednym głosem o negatywnych skutkach przyjęcia wiążącego celu redukcji emisji do 40 proc. CO2 do 2030 r. i wspólnego dla UE celu w zakresie udziału OZE na poziomie 27 proc. A może przez to sztywne stanowisko nie osiągniemy przywilejów, które pomogłyby w transformacji?

Bolesław Jankowski: Ocena skutków dla gospodarki, poszczególnych branż i samych odbiorców energii, odnosi się zarówno do proponowanych przez KE celów, jak i sposobów, za pomocą których mamy do nich dojść.

Pozostało 87% artykułu
Energetyka
Więcej gazu w transformacji
Energetyka
Pierwszy na świecie podatek od emisji CO2 w rolnictwie zatwierdzony. Ile wyniesie?
Energetyka
Trump wskazał kandydata na nowego sekretarza ds. energii. To zwolennik ropy i gazu
Energetyka
Bez OZE ani rusz
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Energetyka
Inwestorzy i przemysł czekają na przepisy prawne regulujące rynek wodoru