Chodzi o gazociąg Turecki Potok i brak umowy z Turcją. Gazprom ryzykuje, że zostanie z niedokończoną rurą na środku Morza Czarnego. W koncernie uspokajają, że brak porozumienia ma przyczyny czysto polityczne i umowa zostanie podpisana po wyborach, które są w Turcji na początku czerwca.

Wcześniejszy start Gazpromu daje Turcji przewagę w negocjacjach, że Rosjanie nie mają wyjścia - od przerwania budowy gazociągu South Stream, płacą podwykonawcy (włoski Saipem) na przestój. Prace mają ruszyć w czerwcu zapowiedział Oleg Aksiutin członek zarządu koncernu, podała gazeta Kommersant.

Gazprom jesienią 2014 r zakontraktował u Włochów dwa specjalistyczne statki (Castoro Sei i Saipem 7000) do kładzenia rurociągów na dnie morza. Miały pracować przy Gazociągu Południowym, ale w grudniu Gazprom wycofał się z inwestycji, w którą włożył już 5 mld dol. i podpisał umowy z wysztkimi przyszłymi odbiorcami.

Włosi, którzy już zakotwiczyli w bułgarskim Burgos dostają ok. 25 mln euro miesięcznie za niezawiniony przestój. Koszty więc rosną i Rosjanie zdecydowali się ruszyć z budową, choć turecki rząd wciąż nie podpisał umowy dającej zgodę na udział i projekcie. Turcy chcą wyższej niż kieruje Gazprom zniżki w cenie kupowanego paliwa dla państwowego koncernu Botas.

Holenderska spółka Gazpromu - South Stream Transport B.V. ma pozwolenia na budowę ok. dwóch trzecich gazociągu po dnie morza. Ale pozwolenia na położenie rury na terytorialnych wodach Turcji oraz na wyjście inwestycji na ląd na tureckim brzegu - do tej pory nie zostało zawarte.