Royal Dutch Shell podał wyniki za I kw. 2016. Zysk netto był niższy 9,9 raza od wyniki sprzed roku i wyniósł 455 mln dol.. To zła wiadomość dla posiadaczy akcji koncernu. Wartość papieru spadł z 0,69 dol. rok temu do 0,07 dol. na koniec I kw. Także przychody ze sprzedaży były niższe o 26,1 proc. i wyniosły 48,55 mld dol.. I to pomimo, że w wynikach pierwszego kwartału były już zawarte także dane koncernu BG Group, który Shell kupił w lutym.
Strata Shell na poszukiwaniach i wydobyciu (prowadzi je w 40 krajach) wyniosła 1,35 mld dol. podczas kiedy rok temu był tu zysk 1,4 mld dol.. Koncern jak i inni producenci ropy pompował więcej (o 11,1 proc.) osiągając 2,83 mln baryłek na dobę. Największe straty koncern poniósł w segmencie przerobu i zbytu - 32 proc. w dół. Sprzedał 5,22 mln bd produktów naftowych (- 1 proc.).
- Kontynuujemy obniżanie naszych kosztów, by dobrze zarządzać bazą finansową w sytuacji obecnych, niskich cen ropy - tłumaczy wyniki koncernu jego prezes Ben van Beurden.
Jednak nie tylko ceny ropy zdają się mieć wpływ na słabe wyniki koncernu. Shell zaangażował się w wątpliwe dla wielu posiadaczy akcji ale też specjalistów, inwestycje w Rosji. Jest strategicznym partnerem Gazpromu, co może go drogo kosztować.
W koncernie zdają sobie z tego sprawę. W kwietniu Shell wycofał się z objęcia blisko połowy udziałów w projekcie budowy fabryki LNG pod St. Petersburgiem wspólnie z Gazpromem. Shell, który na początku miał objąć w spółce 49 proc. udziałów (resztę Gazprom), obniżył swoje deklaracje do 25-35 proc. Jeżeli nie znajdzie się trzeci chętny do wyłożenia pieniędzy, to projekt ma małe szanse powodzenia.