- Wszystko jest na dobrej drodze i na początku 2018 r. rozpoczniemy kłaść rury gazociągu. 55 miliardów m3 gazu zostanie przetransportowane do Niemiec bez wątpliwości - mówił dziś w St. Petersburgu prezes Gazpromu do tuzów światowego biznesu i polityki zgromadzonych podczas kolejnego rosyjskiego forum ekonomicznego.
Pewność siebie, a może już buta, biła z tego wystąpienia. Przypominało syreni śpiew. Zostało starannie i muszę przyznać, że dobrze, przygotowane. Rosjanie starali się wykazać, że upieranie się Brukseli przy gazowym tranzycie przez Ukrainę nie ma sensu. Prezes śpiewał więc niczym syreny.
Po raz pierwszy Gazprom uderzył w słuchaczy argumentami wyłącznie ekonomicznymi i najmodniejszymi dziś - ekologicznymi. Wynika z nich, że ukraińskie stare rury (zbudowała je Moskwa w czasach ZSRR) są niewydolne, drogie, zacofane technologicznie i do tego szkodzą środowisku.
Upierając się przy transportowaniu nimi gazu, kraje Unii same sobie robią kuku, tak w finansach (bo ukraińskie rury trzeba wyremontować, a to oznacza droższy tranzyt), jak i we wdychanym powietrzu.
Tymczasem rosyjski gazociąg budowany z małą pomocą zaufanych przyjaciół z Niemiec, Austrii, Francji i Holandii, będzie super nowoczesny, czysty, szybki i wydajny, no i da zarobić Gazpromowi dużo więcej niż wszystkie dotychczasowe rury. Tego też Rosjanie nie ukrywają.