- Prowadzimy rozmowy z Iranem, który szuka nowych rynków zbytu swojej ropy i jest gotowy obniżyć jej cenę - zapowiedział Aleksandr Łukaszenko, podała agencja Nowosti.

Białoruś jest skonfliktowana z Rosją, od której domaga się sprzedaży gazu i ropy po cenach obowiązujących na rosyjskim rynku. I pomimo, że za oba surowce płaci najmniej ze wszystkich klientów Rosji. W cenie ropy Rosjanie nie naliczają np. ceł eksportowych. Wobec braku rosyjskiej zgody, Mińsk podwoił stawkę za tranzyt rosyjskiej ropy, na co Rosjanie odpowiedzieli odmową podpisania aneksu do umowy tranzytowej.

Sytuacja gospodarcza obu krajów jest zła, ale wszystkie asy zdają się być w ręku Moskwy. Bez rosyjskich surowców białoruska gospodarka i finanse publiczne sobie nie poradzą. Kraj nie ma dostępu do morza, więc dostawy irańskiej ropy będą drogie, ze względu na koszty transportu.

Rosja planowała dostarczyć na Białoruś w latach 2016-2024 - co roku 24 mln ton ropy. Z tej ropy dwie białoruskie rafinerie produkują paliwa, smary, oleje i eksportują je po konkurencyjnych cenach na całą Europę (przede wszystkim na Zachód). To podstawa wpływów białoruskiej kasy państwa, obok dochodów ze sprzedaży nawozów potasowych. Teraz Rosja obniżyła dostawy dla Białorusi o 2,25 mln ton w III kw. Nikołaj Tokariew prezes Transneft zapowiedział, że w II półroczu dostawy będą mniejsze o 5 mln ton od wcześniej zaplanowanych.

Rosjanie mają już dość dotowania Białorusi. Minister energetyki Aleksandr Nowak zapowiedział, że obniżenie dostaw jest związane z długiem za gaz (ok. 200 mln dol. - Mińsk płaci Moskwie swoją cenę a nie to co zapisano w kontrakcie). A także z niewywiązywaniem się z dostaw produktów naftowych z białoruskich rafinerii. To też wynika z kontraktu, tymczasem Mińsk całość woli sprzedawać kilka razy drożej na Zachodzie.