„Elektrownia pracuje normalnie, choć w stanie podwyższonej gotowości’ – zapewnił Konstantin Chłopow dyrektor Bilibińskiej Elektrowni Atomowej na Czukotce. To on poinformował opinię publiczną o pozytywnym wyniku testu na obecność koronawirusa u jednego z pracowników. Podkreślił, że pracownik ten i jego rodzina „wcześniej nie wyjeżdżali przez ponad rok z terenu Bilibino (6-tysięczne miasto, w którym mieszkają pracownicy elektrowni -red)”.

Testy zostały powtórzone, na razie nie ma wyników. Rodzina i wszyscy, którzy mieli kontakt z zarażonym, zostali izolowani. Od 10 kwietnia wszyscy pracownicy na tzw. krytycznie ważnych stanowiskach trafili do sanatorium-profilaktorium, w którym są izolowani i pod całodobową opieką medyczną. Auta używane do przewozu personelu stale są dezynfekowane.

""

energia.rp.pl

Obecnie pracują dwa reaktory. Dyrektor w wydanym komunikacie zapewnia, że poziom promieniowania wokół obiektów jest w normie. Do tego momentu na Czukotce nie było ani jednego potwierdzonego przypadku zakażenia koronawirusem. Bilibińska Elektrownia Atomowa (BEA) leży w dużej izolacji od świata. W otoczonej tundrą dolinie, kilkanaście kilometrów od potężnego łańcucha gór i rzeki o nazwie Rubikon. Od stolicy regionu Anadyru dzieli ją 610 km.

Elektrownia jest mała i stara. Ma cztery reaktory o mocy łącznej 48 MW. Pracują na potrzeby Bilibina. Została oddana do użytku w 1974 r. W minionym roku został zamknięty najstarszy blok energetyczny.
W obiekcie było kilka poważnych wypadków. W 1991 r kilka razy nastąpił wyciek płynnych odpadów radioaktywnych; w 1995 trzeba było awaryjnie zatrzymać pracę dwóch reaktorów. W 1998 r trzech pracowników zostało napromieniowanych podczas przeładunku paliwa jądrowego.
Po rozpadzie ZSRR, Czukotka opustoszała i elektrownia stała się niepotrzebna. W 2019 r została uruchomiona u brzegów Czukotki pierwsza na świecie pływająca elektrociepłownia atomowa Akademik Łomonosow o mocy 70 MW. Tak więc obiekt w Bibilinie powinno się jak najszybciej zamknąć. Jest jednak duży problem. Wodno-grafitowe reaktory kanałowe użyte w elektrowni produkują ogromne ilości zużytego paliwa jądrowego. Zdaniem zastępcy dyrektor elektrowni „jeden transport takiego paliwa kosztuje tyle, ile cała elektrownia.