Niemal 5 mld zł kosztowała kontrolowane przez państwo koncerny realizacja dwóch politycznych decyzji – budowy bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka i utrzymania przy życiu nierentownych śląskich kopalń. To pieniądze, których najpewniej nie odzyskają. Choć obie inwestycje były z góry skazane na porażkę, to do dziś nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności za decyzje.
Koniec marzeń
Burzenie na terenie Elektrowni Ostrołęka tzw. dwóch wież, a więc pylonów, które były elementem wstrzymanej inwestycji w nowy blok węglowy, stało się symbolem końca marzeń polityków Prawa i Sprawiedliwości o utrzymaniu w Polsce energetyki węglowej na dłużej. Już w momencie podjęcia decyzji o zaprzestaniu budowy realizujące projekt Energa i Enea spisały na straty w sumie 1 mld zł. Ale to nie wszystkie koszty. Jak wyliczył Bartłomiej Kubicki, analityk Societe Generale, na podstawie wszystkich odpisów, które zrobiły spółki, a także rezerw, które zawiązały na zobowiązania, łączny koszt tej inwestycji sięga 1,8 mld zł. Analitycy od początku ostrzegali, że projekt może okazać się „głęboko” nierentowny.
Blok węglowy w Ostrołęce to projekt forsowany przez byłego już ministra energii w rządzie PiS Krzysztofa Tchórzewskiego, mający mocne poparcie lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. Uroczystego wbicia łopaty w ziemię dokonano jesienią 2018 r. – tuż przed wyborami samorządowymi. Z miesiąca na miesiąc coraz trudniej było jednak utrzymać przy życiu ten projekt, bo pozyskanie dla niego finansowania graniczyło z cudem. Ale do podjęcia ostatecznej decyzji o zaprzestaniu inwestycji potrzeba było dopiero człowieka z tak silnym poparciem politycznym, jak Daniel Obajtek. Gdy stanął na czele PKN Orlen i rozpoczął przejęcie Energi, według nieoficjalnych informacji miał mocno zastrzec, że jeśli w Ostrołęce ma powstać nowy blok, to wyłącznie gazowy. I tak się dzieje – Energa jest już w grupie Orlen i trwają właśnie rozmowy z wykonawcą GE Power w sprawie zmiany kontraktu w stronę budowy instalacji gazowej.
Adobe Stock