Jak ocenia pan zakończone w grudniu postępowania taryfowe?
Prowadzone przez nas postępowania taryfowe na rok 2024 jak co roku bazowały na komunikacji i negocjacjach między regulatorem a spółkami obrotu. Zwykle oczekiwania spółek obrotu są znacznie wyższe niż to, co jest efektem finalnym w zatwierdzonej przez prezesa URE taryfie. W toku postępowania weryfikujemy, czy wskazane przez przedsiębiorcę koszty uzasadnione związane z dostarczeniem energii odbiorcom nie są za wysokie. Koszty te wynikają z definicji prawa energetycznego i są to niezbędne minimalne koszty, jakie musi ponieść spółka, aby świadczyć usługi dostaw energii dla odbiorców chronionych taryfą. Zwracam przy tym uwagę, że koszty uzasadnione nie są tożsame z kosztami księgowymi. Co więcej, fakt prowadzenia działalności na rynku, gdzie ceny są regulowane, nie eliminuje ryzyk biznesowych związanych z tą działalnością. Rolą przedsiębiorstwa – czyli profesjonalnego uczestnika rynku – jest zakup energii po cenie najbliższej kosztom uzasadnionym. Jeśli natomiast zapłaci ono, z różnych powodów, za energię w hurcie, więcej niż poziom kosztów skalkulowanych przez prezesa URE na podstawie analizy sytuacji rynkowej, to jest to już biznesowa kalkulacja firm i ryzyko po ich stronie.
PGE i Energa poinformowały, że zatwierdzone na 2024 r. taryfy wiążą się ze stratami na taryfie dla gospodarstwach domowych i koniecznością zawiązania rezerw. Czy wnioski o zmiany taryf od tych firm wpłynęły?
Nie, żadne wnioski o zmiany taryf jeszcze nie wpłynęły, aczkolwiek odnotowaliśmy te informacje, podobnie jak sygnały płynące od Taurona i Enei, które nie zgłaszały uwag co do wysokości zatwierdzonych taryf.
Wracając do taryf za rok poprzedni, Enea nie odpuszcza i w związku ze zbyt niskimi taryfami za 2023 r. poniosła – jak przekonuje – straty. Będzie dochodzić zadośćuczynienia.
Jeśli chodzi o taryfy na 2023 r., to Enea po zatwierdzeniu tychże w grudniu 2022 r. złożyła do prezesa URE wniosek o zmianę taryfy, który rozpatrzyliśmy negatywnie. Enea zaskarżyła tę decyzję do sądu i obecnie trwa postępowanie w tej sprawie. Natomiast taryfa zatwierdzona na rok 2024 nie budzi już zastrzeżeń spółki. Przykład Enei pokazuje zatem, że firmy porównywalnej wielkości, które mają podobny poziom kosztów, mogą zabezpieczyć swoje dostawy, uwzględniając koszty uzasadnione lub też nie. To spółka, kontraktując zakupy energii, ocenia, jakie ryzyka akceptuje, a jakie nie. Przykład zadowolonych i niezadowolonych firm pokazuje, że te firmy inaczej oceniały ryzyka i dokonywały różnych kontraktacji.
Jesienią 2023 r. mówił pan, że wzrosty cen energii na 2024 r. mogą być nieakceptowalne społecznie. Obecnie cena na TGE wynosi 400 zł za MWh. Czy dzisiaj powiedziałby pan to samo po 30 czerwca, kiedy mrożenia już nie będzie?
Taryfa, po której rozliczają się gospodarstwa domowe, to plan wydatków na kolejny rok, a więc trudno jest porównywać ceny energii z taryfy do obecnie notowanych na giełdzie. Pamiętajmy też, że od 2007 r. gospodarstwa domowe mają prawo zmienić sprzedawcę. Oznacza to, że odbiorca ma prawo, ale nie obowiązek skorzystać z taryfy. Jeśli więc sprzedawcy zaoferują ceny niższe niż taryfowe, bo np. warunki rynkowe na to pozwolą, odbiorca może skorzystać z takiej oferty – innej niż taryfa.
To wymaga jednak większej wiedzy ze strony konsumenta i zwiększenie jego świadomości.
Mówimy o tej potrzebie od lat. A jest ona jeszcze bardziej aktualna w czasie, kiedy obserwujemy tak dynamiczne i dotyczące wszystkich uczestników rynku energii zmiany. Mimo wszystko jednak to nadal taryfa jest najbardziej powszechnym i relatywnie najbezpieczniejszym rozwiązaniem dla gospodarstw domowych. Minimalizuje ona ryzyka zmienności cen czy dostępności energii na rynku. Z drugiej strony, odbiorca nie musi z niej korzystać, jeśli uzna, że oferta pozataryfowa jest dla niego bardziej atrakcyjna. Spadające ceny energii na TGE mogą się przekładać na inne niż taryfa propozycje ze strony sprzedawców energii.