Materiał powstał we współpracy z E.ON
W tym tygodniu E.ON przedstawił wyniki przeprowadzonego w dziewięciu europejskich krajach, w tym w Polsce, badania klimatycznego poświęconego postawom Europejczyków wobec transformacji energetycznej. Jakie miejsce w strategii grupy zajmują takie właśnie projekty badawcze i edukacyjne?
A.M.: Poświęcamy im dużo czasu. Mamy świadomość, że bez edukacji transformacja energetyczna nie dojdzie do skutku, a raport pokazuje, jak wiele powstaje obaw w sytuacji, gdy transformacja nie jest w odpowiedni sposób komunikowana. Dlatego cały obszar informowania, edukowania, dyskusji i wyciągania wniosków – co do tego, jak można ten proces przeprowadzić w sposób najbardziej efektywny – jest kluczowy.
Prowadzenie badań dalekie jest jednak od core businessu, jakim jest produkcja czy dystrybucja energii. Chyba że takie działania ułatwiają prowadzenie biznesu, pozwalają zrozumieć konsumenta.
A.M.: Więcej: są kluczowe. W strategii grupy E.ON zapisano, że chcemy umożliwić transformację energetyczną – budując pod nią infrastrukturę czy dostarczając rozwiązania dla klientów końcowych. Jeśli nie przekonamy interesariuszy – czy to polityków, czy społeczeństwa – do tego procesu, to nie będziemy w stanie zrealizować strategii, jaką sobie nakreśliliśmy. A cyklicznie prowadząc takie badania, widzimy trendy, których nie można zlekceważyć. Z tegorocznego badania klimatycznego wynika choćby, że bezpieczeństwo energetyczne odgrywa coraz większą rolę, ale i koszty transformacji budzą obawy. Wyciągamy z tego wnioski i szukamy takich technologii, które umożliwią przeprowadzenie transformacji możliwie bezpiecznie i skutecznie.
Co było dla państwa najbardziej zadziwiające w wynikach badania czy w skali wszystkich objętych badaniamii krajów, czy też Polski?
S.M.: W kontekście Polski najbardziej zaskakujące – i to pozytywnie – było silne poparcie dla transformacji. Zarazem ta postawa łączyła się w Polsce z silnym poparciem polityki realizowanej przez administrację Donalda Trumpa, co było równie zdumiewające. Znamy to z innych krajów, ale tu skala współwystępowania obu postaw była znacząco większa. Ale i to w sumie można uznać za pozytywny wynik badania, gdyż wiemy teraz, nad czym należy jeszcze popracować.
Natomiast w przypadku całej Europy uderzający – choć niebudzący zdziwienia – był spadek poparcia dla transformacji. Przejawia się on też w innych badaniach, czy w wynikach wyborów. Nasze badanie potwierdza zatem, że musimy poważnie traktować pojawiające się obawy, a sceptycyzm respondentów często odnosi się do pojedynczych aspektów transformacji, jak jej efektywność kosztowa, a nie jej całokształtu. Znamy to jednak z Niemiec: jeśli spada poparcie dla tego „jak” przeprowadzona jest transformacja, to rośnie również presja co do tego „czy” w ogóle należy ją prowadzić.
Wspomnieliśmy już o wynikającej z badania sprzeczności postaw w Polsce. Jakie są zatem największe wyzwania dla transformacji w naszym kraju?
A.M.: Widzimy sporą chęć przeprowadzenia zmian. Z drugiej strony, w wielu obszarach niewiele się robi, a mimo to pojawia się zadowolenie z postępów transformacji. Wyzwaniem jest więc, by nie poprzestawać na minimalnym progresie, ale rzeczywiście transformację realizować. Energetyka w całej Europie się zestarzała i trzeba ją odnowić, abyśmy mogli odbudować atrakcyjność i konkurencyjność gospodarczą kontynentu. W tym momencie nie mamy jednak najlepszych kart w tej grze.
Spójrzmy zatem na Niemcy: najpierw były pionierem transformacji, potem przeżyły wielkie rozczarowanie Energiewende. Ale mimo wszystko dziś poparcie dla tego procesu wygląda tam na całkiem silne. Czy takie skoki nastrojów czekają nas też w Polsce?
S.M.: Uczciwie mówiąc: nie wiem, nie jestem ekspertem od postaw polskiego społeczeństwa. Ale wiem, że wiele możemy się od siebie nauczyć. Jeżeli obserwujemy dziś spadek entuzjazmu w Niemczech, to możemy przeanalizować jego przyczyny i zawczasu zmierzyć się z problemami w Polsce, będąc świadomym nadchodzących wyzwań. A to przede wszystkim koszty energii dla konsumentów, ale też zachowanie pewnej społecznej sprawiedliwości w trakcie całego procesu. Jeśli ktoś jest w dobrej sytuacji finansowej, może być pionierem: kupić auto elektryczne, fotowoltaikę. Ale należy brać też pod uwagę osoby, które nie są w tak dobrym położeniu ekonomicznym – i szukać rozwiązań także dla nich. W Niemczech warto przyjrzeć się choćby temu, jak wiele frustracji przyniosła niewłaściwa edukacja w zakresie przepisów dotyczących ogrzewania. Nie warto powtarzać tych samych błędów także w innych krajach.
W Polsce niewątpliwie kluczowym czynnikiem przesądzającym o poparciu lub jego braku będą rachunki za energię. Czy w innych krajach jest podobnie?
S.M.: Tak, na poziomie przeciętnego konsumenta. Przy czym jest też bardziej generalne ujęcie: ekonomicznego dobrobytu Europy i jej państw. Jego częścią jest też konkurencyjność gospodarcza, czy równowaga w wydatkowaniu pieniędzy. Ludzie muszą czuć, że ten dobrobyt nie jest zagrożony. Dziś żyjemy w atmosferze zagrożenia europejskiego bezpieczeństwa i konieczności zwiększania wydatków na tę sferę – i musimy znajdować pieniądze zarówno na wydatki związane z bezpieczeństwem, jak i transformacją. Transformacja to nie jest odseparowany problem i nie możemy rozwiązywać go jakby nie był powiązany z innymi sferami życia.
Podobnie jak nie jest ona domeną wyłącznie branży energetycznej. Uczestniczą w niej decydenci, aparat państwa, i społeczeństwo, konsumenci. Kto i jakie impulsy powinien wysyłać, by nadać procesowi transformacji odpowiednią dynamikę?
A.M.: Dziś potrzebujemy przede wszystkim weryfikacji tego, czy cel uzyskania zeroemisyjności w 2050 r. nadal jest podtrzymywany. Jeżeli tak, to przed nami wciąż wiele do zrobienia. Warto tu zwrócić uwagę choćby na inwestycje w sieci energetyczne – bez względu na to, jak szybko będzie przebiegać transformacja i jakie będą docelowe modele, czy to elektrownie atomowe, czy odnawialne źródła energii, jaki będzie docelowy miks technologii, potrzebna będzie infrastruktura by te elektrony transportować.
Z historycznej perspektywy, czy w Niemczech, czy w Polsce, energię wytwarzało się na południu kraju, a zużywało w całym. Dziś może być odwrotnie albo też energię produkować się będzie w systemie rozproszonym, wszędzie. I trzeba będzie bez żadnych barier ją transportować po całym terytorium kraju.
Badanie klimatyczne dowodzi też, że konsumenci w poszczególnych krajach widzą transformację po swojemu, z różnym wyobrażeniem optymalnego dla siebie miksu energetycznego...
A.M.: Europejska energetyka jest i dziś skonfigurowana na rozmaite sposoby: Francja choćby ma dużo atomu, inne kraje w ogóle go nie mają. Są kraje, które mają dużo słońca, jak Hiszpania, ale i takie, które mają go stosunkowo niewiele. Takie, gdzie przewyższenia terenu zachęcają do produkcji hydroenergii, jak Szwecja, i płaskie. Każdy musi zatem wybrać własną ścieżkę. W Polsce znacznie większe znaczenie mogłaby przykładowo odgrywać biomasa. Nie trzeba przecież na jej potrzeby wycinać lasów, można zakładać plantacje...
Można skuteczniej segregować frakcję „bio” w strumieniu odpadów. Dziś odzyskujemy zaledwie dziesiątą część tego, co wyrzucamy do śmieci, a co mogłoby być paliwem dla lokalnej energetyki.
A.M.: Absolutnie się zgadzam: biomasa jest sama w sobie dobrym paliwem. Poza tym niedawno otwieraliśmy pierwszą biogazownię E.ON w Polsce i naprawdę ucieszyło nas to, jak bardzo zaangażowane są w takie projekty lokalne społeczności, od poziomu władz samorządowych po – choćby – rolników i lokalnych przedsiębiorców. Z takich inwestycji można wygenerować bardzo duże korzyści dla wszystkich.
Ale to wymaga zaangażowania i współpracy. Tych samych czynników, które symbolicznie napędzają program grantowy „E.ON łączy energię dla klimatu”. Jaką lukę w obszernej ofercie programów tego typu Grupa chciała wypełnić?
S.M.: W dużej mierze właśnie w zakresie szeroko pojętej współpracy. „E.ON łączy energię dla klimatu” to program europejski – wywnioskowaliśmy już z pierwszej edycji, że możemy się uczyć od siebie nawzajem. O ile zatem na starcie był to program podobny do innych, to potem spojrzeliśmy na poszczególne projekty i doszliśmy do wniosku, że networking między ich twórcami jest ważnym czynnikiem odróżniającym nas od innych. Autorzy projektów, którzy trafiają do nas, od początku wiedzą, że będą mieli szansę na poznanie swoich odpowiedników z innych krajów, na wymianę doświadczeń i uczenie się od siebie.
Ponadto zbudowaliśmy grupę kategorii, dzięki którym cały proces grantowy jest transparentny: chętni wiedzą, o co aplikują i w jakim kierunku zmierza program.
Jak zatem zdefiniowane są kryteria, na bazie których wybierane są projekty?
S.M.: Pierwszym jest realny, jak największy wpływ na ludzi – chcemy, żeby to były lokalne projekty. W tegorocznej edycji wygrało dużo projektów edukacyjnych i ten aspekt jest dla nas bardzo ważny, bowiem jako fundacja prowadzimy też projekty edukacyjne, bywaliśmy w szkołach, współpracujemy z NGO. Lubimy takie przedsięwzięcia, przy których blisko współpracuje ze sobą społeczność lokalna. Społeczeństwo obywatelskie jest dla nas bardzo ważne.
Czyli jak wspomnieliśmy: zaangażowanie i współpraca.
S.M.: Dokładnie. Oczywiście, jasno komunikujemy, że zależy nam na widocznych efektach w zakresie oszczędzania energii czy redukowania emisji. Ale równie ważna jest dla nas społeczna jakość i inkluzywność tych projektów, włączanie do nich poszczególnych grup społecznych. Kolejnym kryterium jest zrównoważenie efektów: chcielibyśmy, by projekt przynosił owoce, które pozostaną z nami, czy nawet będą w jakiś sposób rozwijane. Liczy się wreszcie potencjał innowacyjności danego projektu.
Ważna jest oddolna mobilizacja i aktywność, współpraca w ramach społeczeństwa, networking grup autorów projektów. Dla tych ostatnich planujemy w listopadzie zorganizowanie konferencji pozwalającej wymienić się doświadczeniami, skorzystać z warsztatów, budować potencjał do motywowania wolontariuszy w przyszłości. W obrębie trzech krajów, w których działamy – Niemiec, Polski i Słowacji – chcielibyśmy stworzyć pewną wspólnotę, którą w kolejnych latach moglibyśmy rozszerzać na kolejne państwa, np. Szwecję.
Materiał powstał we współpracy z E.ON