Polska nie zgodziła się na cel neutralności klimatycznej. Po wielogodzinnych negocjacjach na szczycie UE w Brukseli z wątpiącej wcześniej trójki wyłamały się Czechy i Węgry, które ostatecznie poparły unijny cel w zamian za wspomnienie o energetyce nuklearnej jako dopuszczalnym sposobie dochodzenia do neutralności klimatycznej.
Mateusz Morawiecki był zadowolony z rezultatu negocjacji. — Polska uzyskała zwolnienie z neutralności klimatycznej w 2050. Musi być uwzględnione w procesie legislacyjnym, że Polska będzie dochodziła do tego celu w swoim tempie — powiedział premier. W czasie obrad przywódców Morawiecki miał wspomnieć o dacie 2070, ale ani w dokumencie końcowym szczytu, ani w jego publicznych wypowiedziach później ten rok już się nie pojawił. Inni przywódcy — jak Mark Rutte, premier Holandii — podkreślali, że nie zamierzają robić więcej po to, żeby cała UE uzyskała neutralność klimatyczną, a Polska została z tyłu.
Czytaj także: Niewiadomski: Obyś się premierze nie zakiwał
Weto Polski dotyczy symbolicznej daty 2050 roku, która jest punktem wyjścia dla całej szykowanej teraz unijnej legislacji. Polska będzie teraz odwoływać się do tego wyjątku, gdy będą podejmowane decyzje dotyczące konkretnych aktów prawnych. Będzie także wskazywać, że potrzebuje więcej niż inni unijnych pieniędzy na transformację energetyczną. Trudno dziś przesądzić, czy weto na szczycie pomoże jej w tych negocjacjach, czy też zaszkodzi. Uzgodniono, że przywódcy wrócą do dyskusji w czerwcu 2020 roku. — Będziemy mieli kolejne spotkanie, na którym zastanowimy się nad sytuacją tego kraju — powiedział Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej. Niektórzy mają nadzieję, że do tego czasu Polska zmieni zdanie. Jest prawdopodobne, że będzie już wtedy uzgodniony unijny budżet na lata 2021-27 i Polska będzie już wiedziała, ile pieniędzy dostanie na transformację energetyczną.
Na razie wiadomo, że powstanie Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który będzie finansował regiony najbardziej dotknięte skutkami dochodzenia do neutralności klimatycznej. Ma on wynieść 100 mld euro, ale pieniędzy z budżetu UE ma tam być tylko 5-7 mld euro, i to możliwe, że częściowo zabranych z kwoty planowanej wcześniej na politykę spójności. Reszta to krajowe, w tym polskie, współfinansowanie i kredyty z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.