- Jeszcze niedawno mieliśmy tę bombastyczna branżę, uderzającą się z rozmachem w piersi jako reinkarnacja ducha amerykańskiej innowacyjności. A teraz, gdy nasi nafciarze mogliby dostarczyć tak potrzebny surowiec światu, stali się oni niezwykle ostrożni - komentuje Jim Krane, ekspert ds. przemysłu naftowego z teksaskiego Rice University.
Tę ostrożność widać w oficjalnych danych o wydobyciu: Ameryka, potentat branży, który w ostatnich latach praktycznie uniezależnił się od światowych rynków, wypuszcza dziś na rynek 11,8 mln baryłek dziennie - zaledwie 2 proc. więcej niż w grudniu i dalece mniej niż przed uderzeniem Covid-19 w marcu 2020 r. (wówczas było to 13,1 mln baryłek dziennie).
Dziennik "The New York Times" tłumaczy tę zaskakującą powściągliwość najprościej jak to możliwe: zarówno biznesmeni z branży, jak i inwestorzy z Wall Street nie są przekonani, że obecne wysokie ceny ropy utrzymają się długo. A jeśli miałyby wkrótce spaść, to nie ma sensu inwestować w zwiększanie wydobycia i transport, bowiem za chwile zarobek na dostawach będzie groszowy. Zachęty ze strony Białego Domu odgrywają tu znikomą rolę.
Rozgniewany książę
Oczywiście, nie tylko Stany mają przecież ropę. Ba, są przecież zasoby jakichś 1,5 mld baryłek stanowiące strategiczną rezerwę Międzynarodowej Agencji Energii. - Gdyby uwalniali codziennie 2 mln baryłek starczyłoby na dwa lata - oceniał niedawno w rozmowie z tygodnikiem "Polityka" szef nowojorskiej Council On Foreign Relations, Daniel Yergin. - Na papierze to by się dało zrobić. Ale logistyka byłaby bardzo trudna. Potrzebna byłaby bardzo ścisła współpraca wielu rządów i korporacji. Takich mechanizmów nie mamy. I nie ma tyle wolnej infrastruktury: terminali, tankowców, rurociągów. Potrzebne są inwestycje także w rafineriach przystosowanych do rosyjskiej ropy - wyliczał.
Co nie znaczy, że MAE byłaby w ogóle skłonna do podjęcia takich działań: jej rezerwy traktowane są jako zasób strategiczny na sytuacje znacznie dramatyczniejsze niż obecne wstrząsy wywołane sankcjami na rosyjskie surowce, a na dodatek nic nie wskazuje na to, by w gronie państw stojących za Agencją, decyzje zapadały szybciej niż np. na forum UE - gdzie przecież również nie wszyscy palą się od natychmiastowego odcięcia się od rosyjskiego gazu i ropy.