Nawet o 1,20 gr więcej niż obecnie, czyli powyżej 7 złotych, powinniśmy płacić na stacjach za litr najtańszej benzyny bezołowiowej. Droższy powinien być także diesel. Eksperci zajmujący się rynkiem paliw oraz przewoźnicy nie mają wątpliwości.
– Wystarczy spojrzeć na ceny w Niemczech, Czechach czy na Słowacji, gdzie są one wyższe od tych w Polsce. Od kilku tygodni nie widzimy korelacji między cenami na rynku ARA i kursem dol./euro a cenami w kraju – mówi „Rzeczpospolitej” Urszula Cieślak, analityczka rynków paliwowych firmy BM Reflex. – Nie ma rynkowych podstaw, aby benzyna była wyceniana bliżej 6, a nie 7 złotych – podkreśla. Innymi słowy, trudno dziś powiedzieć, że to rynek dyktuje ceny w Polsce.
Czytaj więcej
Po trzech dekadach transformacji zatoczyliśmy koło i znów trzeba się zastanowić, jak przywrócić konkurencję na polskim rynku paliw.
Bez precedensu
W podobny sposób, choć z innej perspektywy, widzą to przewoźnicy z firm transportowych. Jedni mówią o symbolicznej złotówce, inni przeliczają na euro. Piotr Magdziak, członek zarządu firmy Magtrans, podkreśla, że Polska ma najtańsze paliwo w Europie. – Dla nas, jako odbiorców wręcz hurtowych, ropa jest w Polsce tańsza niż na Zachodzie od 0,30 do 0,50 euro na litrze. Takich różnic nie było w przeszłości – mówi Magdziak.
Firmy z branży przyznają, że różnica między stawkami zachęciła tych, którzy kupowali w hurcie, do szukania lepszej ceny na stacjach detalicznych, co z kolei może – choć nie musi – wywoływać sytuację, w której logistyka koncernów paliwowych nie nadąży za popytem.