Prace nad ustawą wiatrakową ponownie ruszają w Sejmie

W pierwszym tygodniu po długim weekendzie Sejm wraca do prac nad liberalizacją ustawy odległościowej. To, co skupia uwagę branży, to nie zmniejszenie odległości, ale zmniejszenie obostrzeń, które pojawiają się w nowym projekcie ustawy.

Publikacja: 23.06.2025 04:09

Branża energetyczna zakłada, że liberalizacja ustawy wiatrakowej pozwoli zwiększyć moc w wietrze do

Branża energetyczna zakłada, że liberalizacja ustawy wiatrakowej pozwoli zwiększyć moc w wietrze do ponad 20 GW z obecnych około 10 GW.

Foto: Fot. AdobeStock

Długo wyczekiwany projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej trafił na wiele tygodni do sejmowych prac w podkomisji, gdzie został doprecyzowany. Nieoficjalnie da się usłyszeć z rządu, że projekt ustawy był tam tak długo procedowany, bo czekano na finał kampanii prezydenckiej.

Branża od pięciu lat oczekuje na liberalizację ustawy, która pozwoli na lokowanie farm wiatrowych w odległości minimalnej 500 m od najbliższych zabudowań. W 2023 r. udało się zmienić odległość z tzw. 10H (dziesięciokrotność wysokości wiatraka) do 700 m. To pozwoli w najbliższych latach na wybudowanie kilku GW nowych mocy, ale może okazać się zbyt małą odległością. Paradoksalnie jednak, gdy wsłuchać się w głosy branży wiatrowej (te najgłośniej wybrzmiały na ostatniej konferencji Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej w Świnoujściu), to ta – licząc się z głosem nowego prezydenta, który może być sceptyczny wobec takiej zmiany – postuluje przede wszystkim odbiurokratyzowanie przepisów. Oficjalnie jednak zarówno branżowe stowarzyszenie, jak i największe spółki mają nadzieję, że uda się przekonać nowego prezydenta do dystansu 0,5 km.

Rządowe oczekiwania

Taką nadzieję wyraża także rząd. Jak przypomina Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska, projekt ustawy znosi wprowadzoną w 2016 r. zasadę 10H i przewiduje 500 m jako minimalną odległość wiatraków od zabudowań. Urzędnik zapowiada, że w pierwszym tygodniu po Bożym Ciele projekt tzw. ustawy odległościowej liberalizującej wymogi dla lokalizacji elektrowni wiatrowych na lądzie ma trafić na posiedzenie połączonych komisji sejmowych klimatu, energii i aktywów państwowych oraz komisji infrastruktury. Resort klimatu podkreśla, że projekt tej ustawy podyktowany jest względami pragmatycznymi. Z zapowiedzi resortu wynika, że nie będzie on dłużej czekał i będzie chciał przekonać do podpisu pod nową ustawą obecnego jeszcze prezydenta Andrzeja Dudę, który podobnie jak jego następca Karol Nawrocki z dystansem wypowiadał się na temat zmniejszenia barier dla rozwoju energetyki wiatrowej. Argumentem, który w opinii resortu miałby przekonać prezydenta Dudę do podpisu ustawy odległościowej, jest oddanie ostatecznej decyzji w ręce gmin, bo to do władz samorządowych będzie należeć przyjęcie minimalnej odległości. Resort ma także nadzieję, że na kanwie deregulacji zostanie także doceniony fakt szybszej i uproszczonej procedury planistycznej i środowiskowej. Ministerstwo póki co nie mówi, czy ma alternatywę w sytuacji, kiedy ten projekt nie zostanie ostatecznie przyjęty przez prezydenta. Ministerstwo będzie się chciało – najprawdopodobniej – skupić na skróceniu procedur administracyjnych i czasu trwania całego cyklu inwestycyjnego. Jak szacuje branża, obecnie trwa on nawet siedem lat. Nowe przepisy mogą pozwolić skrócić ten czas do pięciu lat. – Dotychczas prezydent podpisywał ustawy ważne społecznie i gospodarczo bez uwzględniania politycznych aspektów i ta również powinna być tak rozpatrzona. To jest ustawa, której potrzebujemy, jeżeli chcemy mieć niższe ceny energii, jeżeli chcemy mieć bezpieczeństwo energetyczne – mówiła na jednej z ostatnich konferencji prasowych szefowa resortu klimatu Paulina Henning-Kloska.

Wątpliwości branży

Branża wiatrowa, rozumiana jako inwestorzy i deweloperzy projektów OZE, nie upiera się już tak mocno przy odległości 500 m, wskazując, że i tak nowe turbiny wiatrowe o mocy nawet 7 MW należy lokować w odległościach nie mniejszych właśnie niż istniejące 700 m. To, co niepokoi branżę, to nowe obostrzenia, które pojawiły się w nowym projekcie, a których obecnie nie ma zapisanych w obowiązujących przepisach. Chodzi o zapisy, które wprowadzają minimalną odległość lokowania turbiny od granicy parku narodowego. Ma ona wynieść 1500 m, a od określonych obszarów Natura 2000 – 500 m. Projekt wprowadza też minimalną odległość budowy wiatraków od dróg krajowych, wynoszącą 1H, czyli równą maksymalnej wysokości łopaty wirnika nad powierzchnią.

Projekt przewiduje też, że wiatraki nie będą mogły powstawać na obszarach o znaczeniu strategicznym dla wojska – przestrzeniach powietrznych MCTR (strefa kontrolowana lotniska wojskowego) oraz MRT (trasa lotnictwa wojskowego). MRT to stała trasa lotnictwa wojskowego – część przestrzeni powietrznej wydzielonej w postaci korytarza o określonych granicach pionowych i poziomych. Strefy MRT sięgają od powierzchni ziemi do wysokości 300–700 m n.p.m. Po wprowadzeniu zmian przedmiotowy zakaz obejmie obiekty o wysokości od 100 m powyżej poziomu otaczającego terenu lub wody. – Zmiana ta stoi w sprzeczności z dotychczasową praktyką, która dopuszczała lokalizowanie farm po uzyskaniu pozytywnej opinii MON – słyszeliśmy od naszych rozmówców. Zakaz rozwoju projektów wiatrowych we wskazanych strefach oznaczałby utratę 11 proc. powierzchni potencjalnie dostępnej pod lądowe elektrownie wiatrowe w skali kraju – to 717 328 ha. Większość tych terenów zlokalizowanych jest na obszarach o największym potencjalne, jak np. w woj. zachodniopomorskim. Wprowadzenie zakazu może oznaczać wyłączenie stref MRT i MCTR i zmniejsza obszar potencjalnego lokalizowania turbin wiatrowych o ok. 24 proc. Rząd jednak uważa, że takie odległości są konieczne ze względu na potrzeby wojska, a te w obliczu wojny za naszą wschodnią granicą rosną.

Anna Szczodra, partner współzarządzająca w KPMG Law, pytana, czy odległość 500 m jest nadal ważna dla branży, podkreśla, że zdecydowanie tak, bowiem wprowadzona w 2023 r. zmiana umożliwiająca lokalizowanie elektrowni wiatrowych w odległości nie mniejszej niż 700 m nie była zmianą dostateczną dla rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce. Jak wylicza ekspertka, wedle szacunków projektowane zmniejszenie tej odległości do 500 m zwiększy potencjał lądowej energetyki wiatrowej w Polsce prawie dwukrotnie, umożliwiając realizację elektrowni wiatrowych na 3,3 proc. powierzchni kraju (wobec 1,7 proc. powierzchni kraju w przypadku obecnej minimalnej odległości 700 m).

Sama zmiana minimalnej odległości pomiędzy elektrowniami wiatrowymi a budynkami mieszkalnymi nie jest jednak wystarczająca i Szczodra zwraca uwagę na wspominane strefy wojskowe.

– Obecnie, poza ograniczeniami w lokalizowaniu elektrowni wiatrowych (w tym projektowanym zakazem lokalizowania elektrowni wiatrowych w przestrzeniach powietrznych MCTR i MRT), głównymi problemami dla branży są brak transparentności procesu przyłączenia, w tym brak aktualnych danych dotyczących dostępności mocy przyłączeniowych i informacji o zasadach ustalania istnienia zdolności technicznych do przyłączenia, blokowanie dostępności mocy przyłączeniowych, a także bardzo długi czas uzyskiwania pozwoleń wymaganych dla wybudowania lądowych elektrowni wiatrowych – mówi Szczodra.

Firmy będą szukać optymalizacji

Co, gdy firmy nie będą mogły rozwijać projektów wiatrowych zgodnie ze zmianami, które proponuje obecnie rząd? Branża oficjalnie nie komentuje procesu legislacyjnego, jednak da się usłyszeć, że firmy będą szukały optymalizacji nowych inwestycji w sytuacji braku zmiany prawa.

Polska Grupa Energetyczna, która obecnie dysponuje mocą w wietrze na lądzie rzędu ok. 800 MW, planuje za dziesięć lat mieć 4 GW. Co, jeśli nie uda się zmienić tej odległości? PGE będzie chciało wówczas zwiększać moc produkcyjną morskich turbin wiatrowych na Bałtyku. – Mam jednak nadzieję, że te proponowane rozwiązania liberalizujące odległość lokowania farm wiatrowych na lądzie przy zachowaniu akceptowalności społecznej będą przyjęte – wskazuje spółka.

Tauron, podobnie jak PGE, ma nadzieje na zmiany, ale zapewnia, że spółka będzie realizować swoją strategię zgodnie z zamierzeniami, choć firma nie ukrywa, że bez zmiany odległości będzie to trudniejsze.

Polityka ciąży na ustawie wiatrakowej

Zapytaliśmy także o opinie innych ekspertów. Tobiasz Adamczewski, wiceprezes Forum Energii podkreśla, że tak, minimalna odległość to istotny czynnik wpływający na potencjalny rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. - Temat odległości niestety stał się zakładnikiem polityki krajowej, kiedy tak naprawdę to społeczność lokalna powinna decydować o tym na jakich warunkach będą przeprowadzane inwestycje. Procedowana ustawa wiatrakowa, której jednym z elementów jest zmniejszenie minimalnej odległości inwestycji z 700 do 500 metrów od budynków, tak naprawdę zmienia procedury lokalizacyjne, żeby w ogóle odblokować możliwość racjonalnego inwestowania w elektrownie wiatrowe w Polsce – mówi Adamczewski. Wskazuje on, że bez tych zmian procedury planistyczne i uzgodnieniowe trwają prawie dekadę - podnosząc ryzyko i koszty inwestycji, które później ponoszą odbiorcy. – Co więcej, ustawa wiatrakowa daje szanse właśnie społeczności lokalnej korzystania z podatków od nieruchomości, dzierżawy ziemi czy udziałów w inwestycji przekładających się na tanią energię w pobliskich domach. Natomiast to od oceny oddziaływania na środowisko będzie zależeć czy warunki akustyczne pozwolą postawić wiatrak 500, 600 czy 700 metrów od budynków. Jednocześnie, wyniki modelowania wskazują, że dynamiczny rozwój energetyki wiatrowej na lądzie jest konieczny, żeby utrzymać koszty systemu energetycznego na akceptowalnym poziomie, ponieważ jest to najtańsze źródło wytwórcze w Polsce. Do 2030 roku powinniśmy podwoić moce elektrowni wiatrowych w Polsce. Taniej i bezemisyjnej energii z wiatru potrzebuje w szczególności elektryfikujący się przemysł i ciepłownictwo – uważa wiceprezes Forum Energii

Kamil Moskwik, niezależny analityk rynku energii (Plentra) z kolei wskazuje, że rozsądnie planowana transformacja energetyczna w Polsce, wymaga nie tylko fotowoltaiki i magazynów energii .Równie ważnym elementem jest rozwój źródeł wiatrowych oraz dyspozycyjnych źródeł cieplnych (gaz, biomasa, atom), a także szczegółowe analizy i modelowanie z zakresu bezpieczeństwa pracy nowego systemu. – Odpowiadając na pytanie o dalszą zasadność ustawy wiatrakowej – ustalenie rozsądnych zasad dalszego rozwoju energetyki wiatrowej jest jak najbardziej kluczowe dla skoordynowanego, apolitycznego postępu transformacji energetycznej Polski. Istotną kwestią jest tutaj odejście od politycznych przesłanek i przepychanek w kształtowaniu ustawy na rzecz oparcia się o rzetelne analizy techniczno-ekonomiczne (analizy przestrzenne w celu określenia realnego potencjału energetyki wiatrowej w Polsce, a także modelowanie operacyjnym pracy systemu w celu zrozumienia wpływu rosnących udziałów inwerterowych OZE na bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej) – mówi.

Ustawa pozwoliłaby zwiększyć podaż projektu wiatrowych

Piotr Maciołek, analityk rynku energii i były członek zarządu Polenergii podkreśla, że zmiana minimalnej odległości, od której można lokować farmy wiatrowe pozwoliłaby niewątpliwie na zwiększenie podaży terenów potencjalnie nadających się pod nowe instalacje. Tym samym byłaby szansa na spadek ceny projektów wiatrowych, realizowanych przez deweloperów. – W Ocenie Skutków Regulacji do tego projektu czytamy, że zgodnie z analizami rynkowymi. przyjęta w 2023 r. zasada odległościowa ustalona na poziomie 700 m. pozwoliła na uwolnienie 18 000 km kw. pod potencjalne inwestycje, a z kolei zmiana tej odległości do poziomu 500 m pozwoli na uzyskanie oczekiwanego efektu w postaci uwolnienia 32 500 km kw., co stanowi zwiększenie dopuszczalnego obszaru o 44 proc. – Dzięki zmianie odległości możemy zyskać dodatkową powierzchnię – mówi. To zmniejszyłoby konkurencję o konkretne lokalizacje, a konsekwencji obniżyłoby cen projektów – mówi. Wskazuje on jednak także na ograniczoną pojemność systemu energetycznego. – Już teraz mamy blisko 11 GW mocy w wietrze. Jeśli dzięki tej ustawie powstałoby kolejnych 10 GW mocy w wietrze na lądzie, to biorąc pod uwagę 6 GW powstających na morzu, aukcje na kolejny 4 GW, potencjał polskich wiatraków wyniósłby 30 GW. Oznacza to dojście do ściany jeśli chodzi o wydolność polskiego systemu energetycznego. Powstające magazyny energii mogą nie zagospodarować całej tej nadwyżki. Jak mówi Maciołek, aby te nadwyżki energii z tych 30 GW mocy zagospodarować, konieczna jest elektryfikacja przemysłu i ciepłownictwa, przy jednoczesnym zwiększeniu zużycia energii w ciągu dnia.

Nasz rozmówca wskazuje jednak, że jeśli tej ustawy nie uda się przyjąć z przyczyn politycznych rząd ma do dyspozycji szereg instrumentów prawnych, które mogą usprawnić i skrócić proces lokowania nowych farm wiatrowych na lądzie bez konieczności ustawy. – Po pierwsze powszechniejsza i głębsza cyfryzacja po stronie GDOŚ. Po drugie wydawanie jasnych interpretacji prawnych dla niejasnych procedur lokalizacyjnych i środowiskowych czy dla współdzielenia sieci. Już na etapie ministerialnych interpretacji prawnych jesteśmy w stanie, przyspieszyć ten proces uzyskania pozwoleń. To samo tyczy się obowiązującego, ale będącego de facto martwym przepisem, który pozwala na dzielenie się z mieszkańcami 10 proc. wytworzonej energii przez farmę wiatrową. Jasna wykładania przepisów może odblokować rozwój tego mechanizmu korzystnego dla mieszkańców – mówi ekspert.

Długo wyczekiwany projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej trafił na wiele tygodni do sejmowych prac w podkomisji, gdzie został doprecyzowany. Nieoficjalnie da się usłyszeć z rządu, że projekt ustawy był tam tak długo procedowany, bo czekano na finał kampanii prezydenckiej.

Branża od pięciu lat oczekuje na liberalizację ustawy, która pozwoli na lokowanie farm wiatrowych w odległości minimalnej 500 m od najbliższych zabudowań. W 2023 r. udało się zmienić odległość z tzw. 10H (dziesięciokrotność wysokości wiatraka) do 700 m. To pozwoli w najbliższych latach na wybudowanie kilku GW nowych mocy, ale może okazać się zbyt małą odległością. Paradoksalnie jednak, gdy wsłuchać się w głosy branży wiatrowej (te najgłośniej wybrzmiały na ostatniej konferencji Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej w Świnoujściu), to ta – licząc się z głosem nowego prezydenta, który może być sceptyczny wobec takiej zmiany – postuluje przede wszystkim odbiurokratyzowanie przepisów. Oficjalnie jednak zarówno branżowe stowarzyszenie, jak i największe spółki mają nadzieję, że uda się przekonać nowego prezydenta do dystansu 0,5 km.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
OZE
Miliardy wsparcia dla zielonej energii. Kolejne aukcje OZE w tym roku
OZE
Za rok Orlen prześle do sieci pierwszy prąd z wiatraków na Bałtyku
OZE
Polenergia i Equinor z decyzją inwestycyjną dla wiatraków na morzu
OZE
Janusz Bil, prezes Orlen Neptun: Morska energetyka wiatrowa ma się zupełnie dobrze
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
OZE
Coraz więcej firm i instytucji korzysta z małego OZE