Materiał powstał we współpracy z Orlen S.A.

Dzięki elektrowniom wiatrowym czy słonecznym uniezależniamy się od zewnętrznych dostawców, zapewniając dostawy energii do systemu po stabilnych, przewidywalnych cenach. To kwestia ekonomiki, ale i bezpieczeństwa energetycznego.

Jesienią 2023 r. Parlament Europejski poparł nowy cel udziału OZE w końcowym zużyciu energii brutto do 2030 r. wynoszący 42,5 proc. Wyliczenia rynkowe wskazują, że to przekładałoby się na polski wkład na poziomie ponad 31 proc. Jednocześnie Komisja Europejska zachęca kraje unijne, by dążyć do celu, jakim jest 45 proc. Dla porównania w 2022 r. udział OZE w zużyciu energii elektrycznej w Unii Europejskiej wyniósł 23 proc. Sytuacja wyglądała różnie w poszczególnych krajach. Najwyższy poziom osiągnęła Szwecja (66 proc. w całkowitym zużyciu energii), w Polsce wskaźnik ten wyniósł w 2022 r. 16,9 proc.

Jest więc sporo do zrobienia, a argumentów za kontynuowaniem rozwoju tego sektora nie brakuje. Transformacja europejskiej gospodarki jest przesądzona. Europa nie zejdzie ze ścieżki dekarbonizacji. Wprowadzana jest odpowiednia legislacja, na inwestycje przeznaczane są ogromne środki z budżetu unijnego i poszczególnych krajów. Firmy muszą uwzględniać to w swoich strategiach, wdrażając w życie przepisy i realizując cele według mapy nakreślonej przez instytucje unijne i krajowe.

Świat zastanawia się, jak zwiększać potencjał źródeł odnawialnych. Jak wiadomo, są one uzależnione od pogody, a więc nie do końca stabilne. Trwają prace nad poprawą efektywności ich działania. Stabilizatorem w okresie przejściowym mogą być jednostki opalane gazem ziemnym, uznanym za paliwo przejściowe transformacji. Docelowo gaz mógłby być zastąpiony przez atom. Z całą pewnością w najbliższych latach widoczny będzie dynamiczny wzrost zapotrzebowania na magazyny energii w różnej postaci. Trwają prace nad technologiami magazynowania, pojawiają się kolejne programy wspierające budowę magazynów. To dzieje się również w Polsce. W toku są konsultacje społeczne nowego programu finansującego budowę wielkoskalowych magazynów energii. Według wstępnych założeń miałyby one mieć moc nie mniejszą niż 2 MW i pojemność minimum 4 MWh. Przewidziane są dotacje w kwocie do 3,6 mld zł i pożyczki do blisko 400 mln zł. Tego typu programy stymulują rozwój rynku, co pokazały doświadczenia podobnych inicjatyw realizowanych w przeszłości. Duże nadzieje pokłada się w magazynowaniu energii z OZE, wytwarzając z niej wodór.

Kluczowe będzie też zarządzanie popytem. Odbiorca energii elektrycznej świadomie godzi się na uczestniczenie w systemie na nowych warunkach, dostosowując swoje działania do bieżącej sytuacji. Dotychczas konsumenci byli postrzegani jako bierni odbiorcy energii, teraz muszą stać się aktywnymi uczestnikami rynku, podejmującymi racjonalne decyzje, kładącymi nacisk na oszczędzanie energii i efektywność jej wykorzystania.

Energetyka rozproszona

Budowa systemu opartego na OZE wiele zmieni w krajowym systemie elektroenergetycznym. Będzie on oparty na źródłach rozproszonych, rozsianych w różnych częściach kraju. Oznacza to stopniowe odchodzenie od dużych kompleksów energetycznych, które odpowiadają za zaopatrzenie znacznej części odbiorców. Takie podejście ma wiele zalet na kilku płaszczyznach. Bardzo ważne są kwestie bezpieczeństwa. Nabierają one szczególnej wagi zwłaszcza dziś, gdy za wschodnią granicą Polski trwa regularna wojna. Trudniej jest zaburzyć pracę systemu zdecentralizowanego. Chodzi zarówno o celowe uszkodzenia infrastruktury, jak i zwykłe awarie. Czasowe wyłączenie mniejszej elektrowni jest mniej obciążające dla systemu, nie paraliżuje go, a tym samym zwiększa bezpieczeństwo energetyczne kraju.

Rozwój OZE sprzyja też tworzeniu obszarów samowystarczalnych energetycznie. Mowa o klastrach, spółdzielniach energetycznych czy obywatelskich wspólnotach energetycznych. Taki rozwój autonomicznych wspólnot energetycznych jest ze wszech miar wskazany. Nie dość, że zapewnia równowagę podażowo-popytową, to jeszcze aktywizuje regiony i sprawia, że przepływy podatkowe zostają w tych częściach kraju, przekładając się na poprawę materialną mieszkańców konkretnych miejscowości. W dodatku na miejscu powstają nowe, atrakcyjne miejsca pracy, co z punktu widzenia społeczności lokalnych jest niezwykle istotne.

Ma to też istotne przełożenie na sieci. Jak wiadomo, sieć dystrybucyjna i przesyłowa to wąskie gardło. Infrastruktura przesyłowa wymaga ogromnych, kosztownych inwestycji i to przeprowadzonych w stosunkowo niedługim czasie. Już teraz inwestorzy borykają się z odmowami przyłączeń do sieci nowych źródeł energii. Ich liczba rośnie. Raport Urzędu Regulacji Energetyki wskazuje, że w 2023 roku operatorzy odrzucili wnioski o przyłączenie do sieci o wartości 83,6 GW, podczas gdy rok wcześniej było to 51 GW. System przesyłowy nie jest przygotowany na transformacyjny boom. W tej sytuacji budowanie systemów „wyspowych” świetnie się sprawdza. Elektrownie oparte na źródłach odnawialnych mogą być stawiane w pobliżu dużych konsumentów, na przykład zakładów przemysłowych. Wystarczy wówczas połączyć linią energetyczną konkretną fabrykę z wiatrakiem czy farmą słoneczną, odciążając tym samym ogólnokrajowy system przesyłowy.

Stabilne ceny

Ale OZE to również gwarancja dostaw energii po stabilnych cenach. Jak ważna jest to kwestia, doświadczyliśmy szczególnie w ostatnich latach, gdy na rynkach zapanował kryzys energetyczny związany z wojną, jaką Rosja wywołała w Ukrainie. Agresor był wcześniej jednym z ważniejszych dostawców gazu na europejski rynek. Europa importowała też z Rosji węgiel i ropę. Wojna wymusiła zmianę dostawców, co przełożyło się, szczególnie w początkowym okresie zmian, na dużą nerwowość i wzrost cen surowców energetycznych, a w konsekwencji również energii elektrycznej. Dziś sytuacja jest już bardziej opanowana, ale niepewność pojawia się przed każdym kolejnym sezonem grzewczym.

Zapewnienie jak największej ilości energii z odnawialnych źródeł pracujących lokalnie jest gwarantem bezpieczeństwa energetycznego. Odbiorcy mają pewność dostaw prądu po przewidywalnych cenach. Im bowiem więcej zielonej energii trafia do systemu, tym niższa jest cena prądu. W słoneczne letnie dni lub przy utrzymującym się dłuższy czas silnym wietrze ceny na rynku SPOT spadają. Zdarzało się nawet, że w momencie rekordowych generacji OZE pojawiały się w wybranych godzinach ceny ujemne. Działo się tak, gdy odnawialne źródła pokrywały niemal w całości zapotrzebowanie rynku.

Inwestorzy porównują poszczególne technologie, posługując się wskaźnikiem LCOE (z ang. Levelized Cost of Electricity). Uwzględnia on całkowitą produkcję energii w okresie życia elektrowni i całkowite koszty zarówno inwestycji, jak i eksploatacji, z tego okresu. Według Wood Mackenzie najtańszym źródłem energii elektrycznej są elektrownie wiatrowe na lądzie. W 2022 roku koszt produkcji z tego typu jednostek wynosił 50 euro za MWh, z kolei w przypadku turbiny morskiej było to 114 euro za MWh. Natomiast średni wskaźnik LCOE dla fotowoltaiki w 2022 roku wynosił w Europie, według Wood Mackenzie, 67 euro za MWh.

Wciąż kluczowym czynnikiem na rynkach energii elektrycznej jest cena węgla i gazu. Przy czym poza samą ceną surowców ważne są też notowania praw do emisji dwutlenku węgla. Ich ceny rosną w ślad za determinacją Unii Europejskiej we wdrażaniu polityki dekarbonizacji i odchodzenia od źródeł kopalnych. Zimą 2023 roku dochodziły one już do 100 euro za tonę. W tej chwili cena oscyluje w okolicach 68 euro za tonę. W lutym zeszliśmy do najniższych poziomów od trzech lat za sprawą niskiego zapotrzebowania na certyfikaty, co z kolei było efektem rozwoju odnawialnych źródeł energii, ale też spowolnienia wzrostu gospodarczego, który pociągał za sobą spadek popytu na energię ze strony przemysłu. Nie oznacza to jednak końca wzrostu cen praw do emisji dwutlenku węgla. Ponownie podejmą one rajd w górę, gdy tylko sytuacja gospodarcza się poprawi i wzrośnie zapotrzebowanie na prąd. Dlatego trzeba myśleć o rozwoju czystej energii w perspektywie kolejnych lat.

Morze Bałtyckie w centrum uwagi

Orlen wpisuje się w program transformacji polskiej gospodarki. Strategia grupy do 2030 r. zakłada, że kluczowym obszarem rozwoju będzie energetyka oparta głównie o odnawialne źródła energii. W 2030 r. spodziewane jest osiągnięcie ponad 9 GW mocy odnawialnej, głównie poprzez szybki rozwój morskich i lądowych aktywów wiatrowych i fotowoltaicznych.

Wśród najważniejszych realizowanych obecnie przez Orlen projektów jest budowa morskiej farmy wiatrowej Baltic Power na Morzu Bałtyckim, o mocy do 1,2 GW. Docelowo zasili ona w czystą energię ponad 1,5 miliona gospodarstw domowych. Faza budowlana rozpocznie się w tym roku, a oddanie do użytku nastąpić ma w 2026 roku. Morskie farmy wiatrowe to jeden z najważniejszych kierunków rozwoju nie tylko Orlenu, ale też całej polskiej gospodarki. Polityka Energetyczna Państwa zakłada rozwój morskiej energetyki wiatrowej na obszarze polskiej strefy ekonomicznej Bałtyku do mocy około 5,9 GW w 2030 roku i około 11 GW w 2040 roku. Jednak organizacje branżowe wskazują, że w rzeczywistości potencjał jest dużo większy, szacuje się, że może to być nawet 33 GW.

Baltic Power to pierwszy, ale nie ostatni projekt morskich wiatraków realizowany przez koncern. Spółka zapowiedziała budowę kolejnych farm, nie tylko na polskich wodach terytorialnych. Inwestować będzie również w lądowe farmy wiatrowe i instalacje fotowoltaiczne. Nie ogranicza się przy tym wyłącznie do terytorium Polski. Zamierza rozwijać odnawialne źródła energii także na rynkach zagranicznych. 

Materiał powstał we współpracy z Orlen S.A.