– Wiatr jest najtańszym źródłem energii dostępnym na rynku, a tańszy prąd zwiększa konkurencyjność polskich przedsiębiorców i oznacza więcej pieniędzy w portfelach Polaków – podkreśla prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), Janusz Gajowiecki. – Kolejne inwestycje w zieloną energię poprawią też sytuację finansową wielu gmin i stworzą nowe miejsca pracy wokół sektora, co jest istotne w trakcie transformacji energetycznej – dodaje.
CZYTAJ TAKŻE: Pekao dokłada się do największej farmy wiatrowej w Polsce
Według PSEW lądowe farmy wiatrowe staną się jednym z kół zamachowych polskiej gospodarki. W rezultacie aukcji mocy – tej, która odbyła się w 2018 r., oraz zaplanowanej na koniec roku bieżącego – w ciągu najbliższych trzech lat moc zainstalowana w farmach wiatrowych na lądzie zwiększy się do 10 GW, co oznacza wzrost o 3,5 GW. To ma generować oszczędności – 4,5 mld złotych dla firm i gospodarstw domowych z uwagi na niższą cenę energii – oraz zapewnić redukcję emisji o 10 mln ton CO2 rocznie.
Rozwój branży ma przynieść w perspektywie 25 lat wpływy podatkowe rzędu 4,1 mld złotych, z czego lwia część – około 3,5 mld zł – trafi pod postacią podatku od nieruchomości do samorządów, czyli tych organów władzy, które mają dziś największe kłopoty finansowe. Pozostałe 600 mln złotych powinno wpłynąć do budżetu państwa pod postacią podatku dochodowego.
Kolejną płaszczyzną, która zyska na tworzeniu farm wiatrowych powinien być rynek pracy. PSEW szacuje, że przy ich budowie znajdzie tymczasowe zatrudnienie niemal 20 tysięcy osób (w perspektywie trzech najbliższych lat), a ich obsługa będzie wymagała stworzenia 1750 stałych miejsc pracy. Dzierżawcy gruntów mają natomiast zarabiać 150 mln zł rocznie (3,7 mld zł w ciągu 25 lat).