Nie pamiętam Aleksieja Millera prezesa Gazpromu tak potulnego, zgodnego i idącego na ustępstwa wobec wczorajszego wroga – Ukrainy, jakim Miller zaprezentował się w piątek podczas spotkania z opozycyjnym kandydatem na prezydenta Ukrainy – Jurijem Bojko.
Skąd ta nagła zmiana? Skąd nowe, łagodne oblicze prezesa Gazpromu? Oczywiście nie z sympatii to Bojko, ale z polecenia Kremla, któremu zależy, by to ten pretendent zasiadł na ukraińskim tronie. Dlaczego? Pewnie mało kto pamięta, kim był Jurij Bojko dekadę temu. Był prominentnym członkiem Partii Regionów i ministrem energetyki i paliw Ukrainy, a od 2012 r wicepremier na dworze Wiktora Janukowycz. Opowiadał się za nadaniem językowi rosyjskiemu statutu języka państwowego, za ścisłą współpracą a właściwie podległością Rosji. Bardzo się też wtedy zaprzyjaźnił z Gazpromem.
Za uszami ma nie jedno. Najgłośniejsza sprawa dostała w mediach nazwę „wieże Bojko”. Chodziło o zakup za 400 mln dol. z budżetu kierowanego przez Bojko ministerstwa platformy wiertniczej dla kontrolowanej przez resort firmy Czarnomornieftiegaz. Platforma została kupiona nie bezpośrednio od producenta, ale przez pośrednika, przez co Ukraińcy znacznie przepłacili. Zdaniem mediów podczas transakcji doszło do korupcji, a jednym z beneficjentów zakupu miał być Bojko.
CZYTAJ TAKŻE: Gazprom kończy przesyłać gaz przez Ukrainę
Podobny scenariusz miał miejsce przy zakupie za 60 mln dol. holowników, do transportu platform wiertniczych na Morzu Czarnym. W obu sprawach prokuratura generalna Ukrainy prowadziła śledztwa. W 2016 r prokuratura oświadczyła, że nie znalazła dokumentów poświadczających, że to Bojko podpisał się pod oboma transakcjami. To otworzyło mu drogę powrotu do polityki. Bojko stał się liderem „Opozycyjnej platformy – za życie” i w takiej roli w piątek (22 marca) spotkał się z premierem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem i prezesem Gazpromu Aleksijem Millerem.
Ukraine, pipeline/Bloomberg