Problem wysokich cen prądu został zamieciony pod dywan, co nie znaczy, że przestał istnieć. O ile w styczniu ubiegłego roku za prawo do emisji 1 tony CO2 trzeba było zapłacić 10 euro, tak teraz cena ta sięga 27 euro. W kieszeniach tego teraz nie poczujemy, bo rząd – w podwójnym roku wyborczym – kosztem 9 mld zł. zamroził ceny prądu. Ale już w przyszłym roku przyjdzie nam za to zapłacić słony rachunek.
CZYTAJ TAKŻE: Rosnących cen prądu nie da się powstrzymać
A będzie tylko drożej, bo nawet jeśli węgiel zacznie tanieć, to emitowanie dwutlenku węgla będzie tylko droższe. Co roku z rynku zdejmowana będzie pewna pula uprawnień, co przy wysokim popycie na emisję CO2 gwarantuje rosnące ceny energii opartej na spalaniu węgla. A to z niego wytwarza się w Polsce ponad 80 proc. energii.
Adobe Stock
Od 4 lat trwa nad Wisłą bezpardonowa walka z odnawialnymi źródłami energii. W imię dbania o rentowność bloków węglowych, de facto zablokowano powstawanie nowych farm wiatrowych na lądzie. Tymczasem produkcja energii z OZE jest znacząco tańsza niż z bloków węglowych. A warto tu jeszcze dodać, że coraz więcej węgla sprowadzamy z Rosji, bo krajowe kopalnie, mimo hojnego wsparcia, nie są w stanie wyprodukować tyle surowca, ile potrzebują elektrownie.