Każdy scenariusz transformacji energetycznej w Polsce będzie kosztowny i niesie spore ryzyko. Broniąc – zresztą nie bez racji – energetyki opierającej głównie na węglu, znaleźliśmy się w ślepym zaułku polityki energetycznej narzuconej przez Unię Europejską, gdzie realizacja Green Dealu, wymuszająca w stosunkowo krótkim jak na energetykę okresie neutralność emisyjną, jest czynnikiem tożsamościowym Unii i właściwie nie podlega dyskusji.
Dokonujący się na naszych oczach mocno groteskowy proces gwałtownego „zazieleniania się” wielkich państwowych spółek energetycznych, które – jak PGE – z dnia na dzień zamierzają pozbyć się konwencjonalnych aktywów wytwórczych (chyba przez wyrzucenie ich na bruk) jest najlepszym przykładem stanu świadomości naszych elit decydujących o przyszłości polskiej energetyki XXI wieku. Nie lepiej jest z polityką rozwoju energetyki jądrowej.
Elektrownia jądrowa na Białorusi/AFP
Podpisane niedawno porozumienie o współpracy z USA przy rozwoju energetyki atomowej wymaga wnikliwej analizy, czy ponownie nie pakujemy się w nowy – tym razem atomowy – zaułek. Zapis w przyjętym niedawno przez rząd programie polskiej energetyki jądrowej (PPEJ) o wyborze wielkoskalowej energetyki z blokami o mocy ok. 1000 MW w technologii ulepszonego reaktora wodno ciśnieniowego (PWR), przy realistycznej ocenie naszych uwarunkowań politycznych, z góry skazuje nas na bloki generacji III+ ze strefy państw NATO, czyli na amerykański AP1000 lub francuski EPR. Przyjrzyjmy się więc, co dzieje się w praktyce z tymi reaktorami.
Problematyczne budowy
Reaktor AP1000, po rezygnacji z budowy dwóch tego typu jednostek w elektrowni V.C. Summer w 2017 r., poniósł klęskę biznesową z wielomiliardową stratą. Inwestor, firma Santee Cooper, w sierpniu 2020 r. ogłosił wyprzedaż zgromadzonych części do tego reaktora. To wskazuje, że Amerykanie nigdy więcej nie zainwestują w rozwój AP1000. Zapewne dokończą bardzo kosztowną i opóźnioną budowę dwóch AP1000 w elektrowni Vogtle i na tym się skończy. Podobnie jest z francuskimi EPR: od lat budowane są w Finlandii, we Francji i w Wielkiej Brytanii z kilkukrotnym przekroczeniem budżetu i czasu budowy. Porażki AP1000 i EPR mają wiele przyczyn, które dla reaktora EPR podał w 2019 r. w swoim raporcie Jean-Martin Folz, opisujący kilkanaście poważnych błędów wskazujących na utratę przez firmy francuskie zdolności wykonania i zbudowania tak skomplikowanych jednostek.