Jeśli wszyscy mieszkańcy Ziemi emitowaliby tyle dwutlenku węgla co statystyczny Polak, zatrzymanie wzrostu temperatury na poziomie 1,5 st. Celsjusza już byłoby niemożliwe, a szanse na zatrzymaniu ocieplania klimatu na 2 st. zaprzepaścilibyśmy do 2024 r. Porozumienie paryskie zakończyłoby się dramatycznym fiaskiem – tak wynika z wyliczeń naukowców pod kierunkiem dr. hab. Bogdana Chojnickiego, profesora Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Czas skończyć z mitem, że Polska jest emisyjnym średniakiem.
Podczas środowego orędzia o stanie Unii Europejskiej przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen zaproponowała podniesienie celu redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE z 40 do 55 proc. do 2030 r. Cel wcale nie jest tak ambitny, jak się może na pierwszy rzut oka wydawać – Komisja Środowiska Parlamentu Europejskiego domaga się zwiększenia celu aż do 60 proc., a organizacje ekologiczne – do 65 proc. Przyspieszenie ograniczania emisji dwutlenku węgla jest konieczne, jeśli poważnie traktujemy postulat porozumienia paryskiego o dążeniu do utrzymania wzrostu temperatury do 1,5 st. lub 2 st. C.
Pustynnienie i stepowienie terenów jest coraz większym problemem na świecie, również w Polsce, Fot. WWF
W ochronie klimatu dalekosiężne cele są bowiem równie istotne jak droga dojścia do nich. Upraszczając, nie będzie mieć aż takiego znaczenia, czy zgodnie z planami Unii Europejskiej od 1 stycznia 2050 r. emisje europejskie będą w całości absorbowane przez lądy, oceany czy nowe technologie, czyli osiągniemy neutralność klimatyczną, jeśli wcześniej wyrzucimy do atmosfery tyle dodatkowych gazów cieplarnianych, że temperatura zdąży się podnieść o 1,5 st. C już za 10–15 lat, a o 2 st. – w połowie wieku. A taki scenariusz gotuje nam „business as usual” – czyli sytuacja, w której globalnie emitujemy takie ilości dwutlenku węgla, jakie przewidują obecne trendy.
Dlatego naukowcy i politycy, mówiąc o przeciwdziałaniu zmianom klimatu, wskazują nie tylko na cele redukcyjne, ale też na progi wzrostu średniej temperatury powierzchni Ziemi oraz na budżety węglowe – ilości dwutlenku węgla, jaki jeszcze „wolno” wyemitować, aby nie przekroczyć tych progów.