Wysokie ceny energii były tematem już czwartego w ciągu ostatnich dwóch miesięcy spotkania ministrów państw UE. Od początku kontrowersje budzą te same dwa tematy: czy i jak ograniczać cenę gazu z importu i – czy i jak oddzielić cenę energii od ceny gazu? Komisja Europejska jest bardzo niechętna obu tym postulatom, w czym ma poparcie przede wszystkim Niemiec, ale także Holandii czy Węgier.
Pod wpływem presji 15 państw UE, na czele z Polską, KE ostatecznie się ugięła i przedstawiła we wtorek w Luksemburgu propozycję, która ma odpowiadać na pierwszy postulat: ograniczenia ceny gazu. To tzw. dynamiczny korytarz, który miałby być stosowany na rynku spot, czyli do transakcji natychmiastowych, bez wpływu na cenę surowca w kontraktach długoterminowych. Ciągle jednak brakuje szczegółów, w tym – jak ustalić ten limit i w jakich warunkach ten mechanizm byłby uruchamiany.
Nauka oszczędzania
– Na pewno cena nie może być niższa niż obecna na rynku – podkreślała Kadri Simson, komisarz UE ds. energii. Bruksela bardzo się martwi, że zbyt niska cena gazu może zniechęcić do oszczędzania surowca i zwiększyć jego zużycie. A w sytuacji przewidywanego jeszcze przez dwa–trzy lata niedoboru tego surowca nie byłby to pożądany kierunek.
Zwolennicy limitu nie rozumieją tego argumentu. – Naprawdę chciałbym mieć takie zmartwienie jak zbyt niska cena gazu – mówił przewodniczący obradom Józef Sikela, wicepremier Czech. Inni zwracają uwagę, że kluczowe jest bezpieczeństwo dostaw i zbyt niska cena mogłaby zniechęcić dostawców. – W razie kryzysu trzeba działać, ale pod warunkiem, że nie zagrozi to dostawom i redukcji popytu – powiedział holenderski minister klimatu i energii Rob Jetten. Inni odpowiadają, że na razie problem jest wydumany.