Podpisana w sobotę umowa była na czołówkach światowych gospodarczych serwisów informacyjnych: włoski koncern Eni oraz libijska Narodowa Korporacja Naftowa (LNOC) zawarły umowę na dostawy gazu warte 8 miliardów dolarów. Premier Giorgia Meloni osobiście pofatygowała się do Trypolisu, by w towarzystwie szefów obu przedsiębiorstw oraz premiera libijskiego rządu, Abdulhamida al-Dbeibaha, dopilnować zawarcia kontraktu. A przy okazji zrobić też pamiątkową fotografię, która dokumentowałaby udział jej gabinetu w wyciąganiu Europy z surowcowego kryzysu.
Nie od razu, rzecz jasna: według komunikatu Eni, produkcja zaczęłaby się dopiero w 2026 r., kontrakt obowiązywałby przez 25 lat i obejmował ilości surowca liczone w bilionach metrów sześciennych. Szef narodowego libijskiego operatora nie zawahał się nazwać go najważniejszą inwestycją w libijskim sektorze surowcowym w ciągu ostatniego ćwierćwiecza.
Czytaj więcej
Konsekwencje zmian klimatycznych dotarły do rynku pracy. Mają wiele twarzy: część specjalistów z topowych korporacji rzuca pracę, by się angażować w "zielone" przedsięwzięcia. Naukowcy zmieniają specjalizację. A najmłodsze pokolenie na rynku szerokim łukiem obchodzi te wakaty, które wiążą się z "brudną" działalnością.
Szum wywołał też, oczywiście, kąśliwe komentarze. - Pompa i ceremoniał - ucinał lapidarnie Jalel Harchaoui, analityk londyńskiego Royal United Service Institute. - Spotkanie przyniosło patetyczne nagłówki i przyciągnęło wiele uwagi. Ale jeśli chodzi o konkrety, nie wiemy, czy w ogóle do czegokolwiek doszło - komentował w rozmowie z portalem Middle East Eye.
Minister pominięty
Na wyklarowanie się sytuacji nie trzeba było długo czekać, ledwie do następnego dnia. I wtorkowy komunikat był jednoznaczny: do niczego nie doszło.