Pretekstem było rzekomy brak koncesji na prowadzenie farmy wiatrowej uzyskanej w terminie.
- Koncesję URE dostaliśmy w wymaganym czasie, przy czym regulator był powiadomiony, że ostatnie turbiny rozpoczną pracę nieco później. One zostały zresztą dopisane do już posiadanego – tłumaczy Tomasz Podgajniak, prezes Enerco.
Spółka prowadząca farmę o mocy 32,5 MW w Darłowie nie otrzymywała zapłaty przez rok. Przez ten czas czerpała przychody z energii sprzedawanej na rynku. Podgajniak nie ujawnia ceny umownej za certyfikaty. Można się jednak domyślać, że uruchomiona w 2012 r. elektrownia, prawdopodobnie kontraktowała ich odbiór po cenach sięgających 240-250 zł/MWh. Dziś na giełdzie kosztują one dziesięciokrotnie mniej.
– Za okres nierealizowanej umowy należałoby się nam odszkodowanie. Jednak dążymy do kompromisowego i pozasądowego rozwiązania sporu. Dlatego jesteśmy skłonni do negocjowania formuły spłaty należności za certyfikaty i odstąpienia od żądania rekompensaty – wylicza Podgajniak.
Energa odmówiła komentarza w tej sprawie. – Do czasu całkowitego zakończenia jest to wewnętrzna sprawa spółki – tłumaczy Adam Kasprzyk, rzecznik gdańskiego koncernu.