Jest wiele przyczyn, dla których awaria elektrowni w Fukushimie nie powinna wpłynąć na plany budowy elektrowni atomowej w Polsce. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że nie grozi nam raczej trzęsienie ziemi, a już na pewno nie spodziewamy się w Polsce fali tsunami.
Dziesięć razy bezpieczniej
O wiele ważniejsze są jednak kwestie związane z technologią. Japoński reaktor został zbudowany 40 lat temu i należy do drugiej generacji reaktorów. Przy budowie takich reaktorów w założeniach technicznych przewidywano jedną poważną awarię na 10 tys. tzw. reaktorolat, czyli lat pracy jednego reaktora. W Polsce natomiast planowana jest budowa reaktorów trzeciej generacji, których założenia techniczne przewidują jedną poważną awarię na 100 tys. reaktorolat. Mówiąc prościej, są dziesięć razy bezpieczniejsze od reaktora w Fukushimie. Nowa technologia już się sprawdziła, bo w Japonii reaktory trzeciej generacji bez większych problemów przetrwały trzęsienie ziemi.
Awaria w Fukushimie jest tak naprawdę najpoważniejszą jak dotąd awarią elektrowni atomowej nastawionej na produkcję prądu. Tym niemniej w Japonii nikt nie zginął w wyniku napromieniowania, nie ma też danych o poważnym zagrożeniu dla zdrowia pracujących tam ekip.
Warto wspomnieć, że reaktory elektrowni w Czarnobylu były nastawione również, a może nawet przede wszystkim, na produkcję plutonu dla radzieckiego przemysłu zbrojeniowego. To czyniło je bardziej podatnymi na utratę kontroli. W siedmiostopniowej skali INES, którą określa się powagę zdarzeń jądrowych, tylko katastrofa w Czarnobylu została oceniona na 7.
W latach 50. na 6 oceniono wybuch w zakładach przetwarzania paliwa jądrowego w ZSRR. Awaria elektrowni w Fukushimie została oceniona na 5, czyli tak samo jak awarie w elektrowniach Three Miles Island, Windscale i Chalk River, ale również jak kradzież niewielkiej ilości izotopu z brazylijskiego szpitala, do której doszło w 1987 roku. Wszystkie pozostałe awarie w historii miały mniejszą skalę zagrożenia.