"Rz" zorganizowała 22 lutego 2012 r. debatę poświęconą inwestycjom w morskie farmy wiatrowe. Jej uczestnicy byli zgodni: Polska musi wykorzystać potencjał inwestycji w tym sektorze, ale by tak się stało, konieczny jest system wsparcia ze strony państwa.
Jeśli to się uda, szansę na "drugie życie" ma też krajowy sektor stoczniowy, który już dziś produkuje na eksport m.in. statki do budowy farm morskich (kontrakty stoczni Crist po ok. 200 mln euro), wieże do wiatraków (GSG Towers) czy fundamenty farm (Energomontaż-Północ Gdynia). Roczna wartość to 150 mln euro. A może to być nawet pięć razy więcej. - Pierwsze pozwolenie na budowę sztucznej wyspy będzie wydane w ciągu miesiąca - mówiła Anna Wypych-Namiotko, wiceminister transportu.
- Mamy potencjał stworzenia do 2030 r. ok. 10 GW takich mocy - powiedział Bogdan Gutkowski, prezes Polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej. Maciej Stryjecki, szef Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej podkreślał, że ważny jest system wsparcia inwestorów, którzy w naszych warunkach muszą na początku wydać ok. 30 mln zł, by zweryfikować możliwość realizacji projektu.
Jednak przedstawiciele PSE Operator zauważyli, że możliwość przyłączenia wiatraków do krajowej sieci w najbliższych latach to 1 GW, ale infrastruktura ma być rozbudowywana. - Bardzo ważna jest tu komunikacja między sektorem publicznym a prywatnym - mówił Tom LoTurco, dyrektor rozwoju EDP Renewables (trzeci na świecie operator siłowni wiatrowych) w Wielkiej Brytanii.
Jakie szanse na inwestycje są w Polsce?
Potentatami na rynku morskich farm wiatrowych są obecnie m.in. Wielka Brytania, Dania, Holandia i Belgia, ale do czołówki aspirują też Niemcy, rozwijający prężnie u siebie ten sektor energetyki. - W europie czeka już ok. 20 tys. MW mocy z wydanymi pozwoleniami, z których 45 proc. mają Niemcy, 12 proc. Holandia, 11 proc. Irlandia, 7 proc. Estonia, 6 proc. Szwecja, a 5 proc. Finlandia – mówił Bogdan Gutkowski.